Za to nowy rozdział jest na moim drugim blogu Misja Cieni (to nie tak, że na jedno mam czas, a na drugie nie. Po prostu to miała być książka na początku, więc mam napisane już 6 rozdziałów i teraz tylko je dodaje xddd)
Chciałam się w tym poście podzielić z wami moją pracą napisaną na polski, jako dodatkowa praca (dostałam 5+ xdd), i z której jestem bardzo dumna ^^
Moja idealna kraina
Zacznijmy tę historię od pewnych
formalności.
Cześć. Jestem Kinga. Za całkiem
niedługi czas zostanę dumną szesnastolatką, choć dla niektórych jest to trochę przerażające. Ładne parę lat temu
pomagałam tworzyć prawo i kształtować społeczeństwo na tej wyspie. Właściwie
pomysł był mój, ale „powinniśmy dzielić się zasługami”. To był ten moment,
kiedy rzuciłam szkołę i zostałam geniuszem.
Na początku nie było łatwo, ale
ta kraina nie musiała długo czekać, żeby stać się idealna.
Skoro się już znamy, to czas,
abyś się przekonał, że ta wyspa to istny raj.
Na początku był Chaos… Nie, to
zupełnie inna historia. Więc na początku była zieleń. Niesamowicie soczysty
zielony kolor otaczał wyspę ze wszystkich stron. Podejrzewam nawet, że od dołu
również. I nie było to tak dawno temu,
jak widać, zostały miejsca nieprzesiąknięte nienawiścią. Później pojawiłam się
tu ja i trochę (dosłownie troszeczkę) się pozmieniało. Spokojnie, zieleń została
(w mniejszych ilościach, ale została). Wraz ze mną dostało się tutaj siedem
innych osób. Oni nie rzucili szkoły. Mieli po prostu szczęście. Po
rozmyślaniach, debatach i dwóch dosyć krótkich kłótniach postanowiliśmy
działać. Od samego początku czuliśmy, że to miejsce różni się od naszego kraju.
Nie mogliśmy pozwolić, żeby ktoś niegodny tak wspaniałej przestrzeni przybył tu
i bezcześcił ten niepowtarzalny krajobraz. Nie chcieliśmy już nigdy więcej
opuszczać raju, więc cel stał się bardzo wyrazisty. Nasza kraina. Lepsza niż
wszystko, co do tej pory (o dziwo) funkcjonuje.
- Powinniśmy spisać jakieś
zasady… jakiś kodeks – padł pierwszy godny uwagi pomysł od jednego z owych
szczęściarzy.
- Stwórzmy Konstytucję! –
Zaproponowałam dosyć dobitnie.
No i tak się zaczęło.
Wyspa dostała wdzięczną nazwę
Ogygia. Liczyliśmy, że my również zostaniemy „skazani” na przyjmowanie sławnych
herosów. Sławnymi ludźmi też byśmy nie pogardzili. Teraz to już trochę
nieaktualne, wszyscy chcą tu mieszkać. Wpuszczeni zostają tylko wybrani.
Oczywiście nie przez mieszkańców, byłoby trochę niesprawiedliwie. „Jego nie
lubię, nie będzie tu mieszkał” – zapewne tak by się to skończyło. Ogygia
ukazuje się ludziom o czystym sercu, chętnych do ulepszania swojej duchowej
strony oraz potrzebującym pomocy.
Prawo bardzo dobrze tutaj
funkcjonuje. Ludzie są chętni do jego przestrzegania. Twierdzą, że skoro
dostali szansę mieszkania na tej wyspie, z dala od wszelkiego zła, powinni być
wdzięczni losowi i nie mają żadnych przeciwwskazań do życia według pewnych zasad.
W miejscach, gdzie nie było drzew,
powstały domy. Nie chcieliśmy naruszać fauny i flory tylko po to, aby się
osiedlić. Po jakimś czasie zbudowaliśmy ogromne miasto, ze wspaniałym rynkiem i
pięknym posągiem nimfy Kalipso. Żeby się nie obraziła, że zabraliśmy nazwę jej
wyspy. Nie było wieżowców. Co najwyżej trzypiętrowe domki. Nie potrzebowaliśmy
do tego pomocy dzisiejszej techniki. Mieszkańcy sami się zmobilizowali i po
prostu budowali. Zasada była prosta: jeśli ty pomożesz komuś dzisiaj, jutro ten
ktoś pomoże tobie.
Czego tu nie ma? Przemocy. Tym
osobiście zajęłam się na samym początku. Nikt nie toleruje tutaj przejawów
agresji czy niepohamowanej żądzy bycia lepszym od innych kosztem ich
życia/zdrowia. Mówiąc szczerze, nigdy nie było choćby najmniejszego incydentu.
Podejrzewam, że to przez tę aurę, którą Ogygia jest owiana. Ona jest magiczna.
No, nie do końca magiczna… Potrafi wydobyć z ludzi dobro, które od zawsze mają
w sobie, ale nie potrafią do niego dotrzeć. Powiedziałabym nawet, że w
niektórych przypadkach to cud. Nie ma jeszcze tęsknoty. Mieszkańcy nie tęsknią,
bo nie mają za czym ani za kim. Ci, których kochają, znajdują się tutaj. Nie
opłakują zmarłych, gdyż nikt nie umiera. Ludzie odchodzą, lecz nie umierają.
Jak to możliwe? Gdy stwierdzają, że na nich już czas, rozpływają się, tworząc
mgiełkę w swoim ulubionym kolorze, i zamieszkują w sercach swoich najbliższych.
Nie trzeba wtedy tęsknić. Wiadomo, że zawsze są z nami. Nie ma również
nietolerancji. Nikt nie jest lepszy ze względu na kolor skóry czy poglądy. Mimo
tych wszystkich różnic, jesteśmy jednakowi.
Choroby. Czy są? Oczywiście, że
są. Jednak na każdą chorobę jest lekarstwo. Właściwie to roślina. Ogygia, chcąc
chronić mieszkańców, wytworzyła lecznicze rośliny, które pomogą wyzdrowieć
nawet z choroby w innych krajach uważanej za śmiertelną.
A czego jest pełno? Uśmiechów.
Miłości. Życzliwości. Radości z życia. Naprawdę! Oczywiście, nie cały czas. Od
ciągłego pokazywania uśmiechu może rozboleć twarz. Ale tu chodzi o coś więcej.
O taki wewnętrzny uśmiech, o wewnętrzną radość. Gdy ktoś w głębi duszy jest
szczęśliwy, widać to nawet, jeśli usta nie są rozciągnięte. Jego oczy się
śmieją. Ludzie na Ogygi są zadowoleni z życia, ze sposobu, w jaki funkcjonują.
Wykonują pracę, o jakiej zawsze marzyli. Nikt nie musi ich do niczego zmuszać, sami
wychodzą z inicjatywą. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Pora
roku jest jedna. Zawsze lato. Czasem pada, czasem jest tylko dziesięć stopni,
ale to zawsze jest lato. Pogoda uwarunkowana jest humorem ludzi. Bywa jednak,
że rośliny potrzebują deszczu. Wtedy Ogygia decyduje się na kilka dni ulew, nie
patrząc na mieszkańców, którzy w większości cieszą się z takiego obrotu spraw.
Słońce też bywa męczące.
Dla
mnie wyspa jest idealna. Nie zabrakło na niej miejsca dla ludzkich słabości,
których nie da się wyeliminować. Podejrzewam, że gdyby zniknęły, nie byłoby tak
cudownie. Gdybyś chciał tu zamieszkać, musisz pokazać, że jesteś tego godzien.
Wydaje mi się, że jeśli zdołałeś to przeczytać… to zdecydowanie jesteś.
Ogygia już na ciebie czeka.
***
Jeszcze raz serdecznie zapraszam na mojego drugiego bloga i przepraszam za tak duże opóźnienie z rozdziałem ;cc
xoxo ;*
Meggi