niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 14 - Mam pewien pomysł - zabłysnąłem. ^^

Oczami Annabeth

  Obudziłam się w objęciach Nico, który jeszcze smacznie spał. Nasza bliskość trochę mnie zdziwiła, ale nie powiem było miło. Uśmiechnęłam się delikatnie, wstając przy okazji z jego ciepłego torsu. Chwyciłam nowe, czyste ubrania, które Miranda kazała przynieść z samego rana do naszej sypialni i poszłam do łazienki.
  Gdy wyszłam, chłopak leżał na stosie poduszek wpatrując się we mnie z zaciekawieniem. Jego czarne oczy zatrzymały się na moim brzuchu, co z początku trochę mnie onieśmieliło, ale zaraz zdałam sobie sprawę, czemu tak mi się przygląda. Byłam ostatnio tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam ciążowego brzucha. A naprawdę - przeoczenie go było sztuką. Mogłabym przysiąc, że wczoraj był mniejszy.
- Pamiętasz to chociaż? - Zapytał lekko zachrypniętym głosem.
- Ale co? - Totalna dezorientacja.
- No TO - wskazał ruchem głowy mój brzuch. Przez chwilę nie odpowiadałam.
Sekunda
Dwie
Trzy
Powiem prawdę.
- Tak - mimowolnie się uśmiechnęłam, sama nie wiem czemu. Nie wspominałam tego miło. On mnie przecież wykorzystał, ale jednak na myśl o nim uśmiech gościł na mojej twarzy. Taka ironia losu.
Nico popatrzył na mnie krzywo, jakby zastanawiając się nad moją reakcją. Nim zdążył zadać mi kolejne pytanie rzuciłam mu, a raczej w niego, czyste ubranie i wskazałam drzwi łazienki. Bez słowa zrzucił z siebie kołdrę ukazując bokserki w czaszki. Parsknęłam śmiechem, Nico uniósł brwi, a ja zdałam sobie, że gapię się na niego jak idiotka.
  Ogarnął się dosyć szybko, po czym razem wyszliśmy za jedną z służących. Prowadziła nas do komnaty Mirandy.
- Dobrze was widzieć moi mili. Siadajcie, musimy coś omówić - powiedziała królowa, gdy tylko stanęliśmy w drzwiach. Mały stolik z czarną świeczką na środku aż prosił się, aby przy nim zasiąść. Bez namysłu zrobiliśmy to, a na nim pojawiło się francuskie śniadanie. Uch, ciągle zapominam, że jesteśmy we Francji.
- A więc. Dzisiaj podążycie z moimi ludźmi na poszukiwanie kamieni. I pamiętaj moja droga, tylko ty możesz je zabrać - trochę trudno było rozpoznać, czy się uśmiecha, czy wręcz przeciwnie. Jej biało-przeźroczysta twarz nie ukazywała żadnych emocji. Tylko szarawe oczy połyskiwały życzliwością.
- Jak znajdziemy te kamienie? - Przerwałam krótką ciszę.
- Wydaje mi się, że znasz odpowiedź, kochanie - rzuciła delikatnie. Szczerze, bladego pojęcia nie miałam o czym ona do mnie w ogóle mówi.
- Nie myśl tyle, kochanie. Poczuj to, słuchaj głosu serca - dodała. - A teraz musicie już iść. Moi słudzy czekają. - I po prostu rozpłynęła się.

Oczami Percy'ego

  Dotarliśmy do tego samego hotelu, w którym przetrzymywała była Annabeth. Wspomnienia napłynęły do mojej głowy jak ogromne tsunami i zalały mi większość mózgu.
Walka
Rozkaz
Spadanie
Krzyk
Trzęsienie
I rozpacz.
"Percy chłopie, nie myśl o tym. Musisz działać." Jak widać mam przebłyski logicznego myślenia.
  - Niby jak mamy się tu dostać? - Thalia wystawiła głowę zza krzaków, żeby zobaczyć, czy nikt nie pilnuje drzwi. Tylko jeden żołnierz. To zbyt proste zbyt proste zbyt proste.
- Oprócz tego jednego jest jeszcze pięciu z drugiej strony drzwi i dwóch przy następnym pomieszczeniu - dodała Łowczyni ze spokojem.
-Skąd to wiesz? - Zapytałem równocześnie z córką Aresa, co skomentowała głośnym parsknięciem.
- Nie mogę powiedzieć - ucięła Thalia. Postanowiliśmy dalej nie drążyć tematu.
- Może rozwałka? - Clarisse obrzuciła strażnika zabójczym spojrzeniem, którego używała ostatnio coraz częściej.
- Mam pewien pomysł - zabłysnąłem. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Mój wzrok spotkał się z przerażonym wzrokiem Nicole. Bała się, no jasne. To jej jakby debiut. Od razu przypomniałem sobie swoją pierwszą misję.
Podzieliłem się ze wszystkimi swoim planem. Nikt go nie zakwestionował, więc od razu ruszyliśmy.
Dałem Clarisse dwie mini-bomby, Thalia chwyciła swój łuk, Nicole przeszła na drugą stronę ulicy, a ja wyciągnąłem Orkana i wsadziłem do kieszeni jedną z bomb. Jak wrócę do Obozu, o ile wrócę do Obozu, podziękuję dzieciakom Hermesa.
Skinięciem głowy dałem znak, że gra właśnie się zaczęła.
Nicole zapytała wartownika o drogę do pobliskiego sklepu rozpraszając tym samym jego uwagę. Wtedy Clarisse rzuciła jedną z bomb nastawiając ją wcześniej na tryb "uśpienie". Chłopak nie był świadomy, co się dzieje, kiedy zasypiał. Córka Apolla natychmiast złapała go za ramiona i zaciągnęła w krzaki (tak wiem jak to brzmi - od autora ;D). Ja podbiegłem do drzwi, złapałem za klamkę. Były zamknięte. Oczywiście.
Przyłożyłem do nich mini-bombę w trybie "zniszczenie" i w chwili, gdy nastąpił wybuch wpadłem do pomieszczenia. Odłamek drewna wbił mi się w ramię, ale jakoś mnie to zbytnio nie poruszyło. Najbliższych dwóch strażników w jednej chwili powaliły strzały. Dwóch następnych obezwładniłem i lekko zraniłem. I choć przychodzi mi to z trudem... Byłbym nieźle ranny, gdyby nie pomoc Clarisse, która w odpowiedniej chwili ugodziła przeciwnika włócznią. Bogowie... będzie mi to do końca życia wypominać. I na pewno, gdy spotkamy się na Polach Asfodelowych (nawet nie liczę, że trafię do Elizjum) nie omieszka mi tego wypomnieć.
"Jeszcze dwóch". Wyskoczyłem zza ściany z Orkanem w górze i natarłem na przeciwnika, którego wcale tam nie było. Tylko dwie osoby leżące na zakrwawionym, włochatym dywanie. Obok nich Thalia z mieczem w ręce.
-Jak? - Tylko tyle udało mi się wykrztusić pod wpływem szoku.
-Mówiłam, nie pytaj - warknęła.
-Thalia?
-Daj mi spokój, jasne?
-Dobra, już dobra. Chodźmy - Nicole dołączyła do nas i wbiegliśmy po schodach do pokoju Jack'a. Znaczy do pokoju, który według Thalii miał być pokojem Jack'a. Nie mam pojęcia skąd ona o tym wszystkim wie i jakim cudem udało jej się pokonać tych dwóch typów, skoro nawet nie zauważyłem, kiedy wchodziła do pomieszczenia.
- Jaki numer?- Wyleciało mi z głowy, nie miałem pamięci do takich rzeczy.
- Trzysta trzydzieści pięć - powiedziała Łowczyni skręcając w szeroki korytarz prowadzący do naszego celu.
Trzysta trzydzieści jeden
Trzysta trzydzieści trzy
Trzysta trzydzieści pięć
Bez zastanowienia naciskam klamkę. Otwarte.
- Czekałem na was - wita nas męski, szorstki głos. Głos Jack'a.

***
Hej ludzie <3
No i jest. Trochę późno, ale wymęczyłam. Chyba nie jest bardzo zły. Ale pisany z trudem, ciągle się rozpraszałam. Więc z góry przepraszam za błędy językowe, stylistyczne, za brak i nadmiar przecinków i wgl za mój nieogar twórczy.
Dziękuję za wszelkie życzenia, a szczególnie te spóźnione, którymi tak się wzruszyłam, że zadzwoniłam do koleżanki, żeby się z nią pojarać (tak, Vex, o tobie mówię). I dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem jak i one-shotem. Kocham was <3
I jeszcze jedna informacja bez związku z Percabeth, taki szpan :D :
Wczoraj skończyłam czytać genialną książkę "Dar Julii", którą kupiłam w piątek. Tak się wciągnęłam, że 360 stron w 8 godzin przeczytałam. Jest to 3 i ostatnia część autorki Tahereh Mafi o przygodach Julii. Ryczałam na końcu, bo nie rozumiem jak można w taki sposób zakończyć książkę i całą serię. A więc dla tych, którzy czytali choć jedną część: Team Warner 4ever <3
Zachęcam wszystkich do przeczytania, gdyż jest to moja ulubiona seria zaraz po Percym i Herosach Olimpijskich.
I nie bijcie za ten rozdział x ddd
Meggi

poniedziałek, 19 maja 2014

Kompletnie niezwiązane z ... w sumie z niczym. Taki one shot, bo mam dobry humor :D

A więc, jak widziecie, nie jest to kolejny rozdział (który swoją drogą jest w procesie tworzenia). Mam dla was natomiast one shot, który napisałam pod koniec tamtego roku i jakoś tak go kocham x ddd A że chcę zobaczyć, czy komukolwiek się podoba, wstawiam go tutaj :)
Czyli komentujcie, byle szczerze, bo chcę zobaczyć, czy umiem pisać coś innego niż Percabeth <3

***

„Po ciemnej stronie miłości”

Kończy się sto pięćdziesiąty szósty dzień roku. Z tego wynika, że właśnie zaczął się najpiękniejszy miesiąc – maj. Wszystko kwitnie, barwne kwiatki w licznych ogródkach odkrywają swoje wdzięki przed złotym słońcem. Pogoda dopisuje. Dzieci wesoło ciesząc rumiane buźki biegają po placach.

Lenka siedzi przed monitorem i ciągle wklepuje tysiące słów na klawiaturze, jakby była specjalnie zaprogramowanym do tego robotem. Czasami tylko zrobi przerwę, aby wciągnąć do płuc powietrze na kolejne serie wyrazów. Jej pokój ostatni raz widział promienie słoneczne… Jak jeszcze nie wiedziała co to Internet. Czyli dosyć dawno.
-  Grrrrr. Głupie klawisze – burknęła Lena nie spuszczając ze zmęczonych oczu monitora.
Mama dziewczynki w ogóle nie popierała wynalazku zwanego powszechnie „Internet”. Była to dla niej „czarna magia”. Ale przecież w jej dzieciństwie wszyscy spędzali większość czasu na świeżym powietrzu i nie musieli zaglądać w komputer, żeby wiedzieć jak wygląda drzewo. Czasem lubi powspominać te stare, dobre czasy, które już nie wrócą.
- Chodź córcia, kolacja gotowa – zawołała mama wycierając fartuchem pot z czoła. Dzisiaj wyjątkowo namęczyła się przy przygotowaniu posiłku. Chciała zrobić to z sercem, bo widziała, że od kilku dni coś męczy jej młodą kobietę. Czuła, że musi się czegoś dowiedzieć, przeprowadzała dyskretne dochodzenie, ale się nie powiodło. Lenka nie lubi mówić o swoich problemach ani uczuciach. Ona.. w ogóle mało mówi. Codziennie zamyka się w swoich szarych czterech kątach i siedzi.
           
     Dziewczynka mozolnie dowlokła swoje ciało do kuchni.
-Daj mi mało. Nie jestem głodna – wymruczała pod nosem.
-Hmmm.. To już ósmy raz kiedy „nie jesteś głodna”. Przypadkiem nie za często nie masz apetytu?
-Nie – odburknęła oschle Lenka bawiąc się warzywami.
Mama przyglądała się jej cały czas. Doszła do wniosku, że jest poważniej niż myślała. „Trzeba zainterweniować, bo mi z głodu padnie” – pomyślała. Po jakiś pięciu minutach Lena wstała od stołu i bez słowa poszła do siebie. Prawie nic nie zjadła.
           
       „Hej ty! Co tak długo? Zaczynam się o ciebie martwić.”
- Muszę odpowiedzieć, bo jeszcze się obrazi… I kto mi wtedy zostanie? Mama nic nie rozumie… - Lenka mówiła sama do siebie. „Już jestem, musiałam zejść na kolację” – chyba zrozumie – zastanawiała się. Ciężko jest pisać z kimś kogo się nie widziało nigdy na oczy. Z kimś kogo się kompletnie nie zna, chociaż ciągle próbuje poznawać.

      Każde słowo musiała dokładnie przeanalizować zanim naciśnie „Enter”. Przecież Tomek może źle coś zinterpretować, a ona nie będzie wiedziała jak to wytłumaczyć. Ich przyjaźń mogłaby się rozpaść. Przyjaźń? To złe słowo. W grę wchodzą poważniejsze uczucia, w każdym razie Lenka czuje coś więcej do swojego „misiaczka”. Wypisuje do niego miliony długich wiadomości, a on na wszystkie odpowiada! Tak! To musi być miłość. Teraz wszyscy wyznają swoje uczucia w Internecie, tam też się poznają. I nikt się nie skarży. Relacje zbudowane na czacie zawsze są „bogate i szczere”. Przynajmniej tak mówią…
„Powinniśmy się spotkać w najbliższym czasie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo chciałabym cię poznać, no wiesz… Tak twarzą w twarz, a nie monitor w monitor. Hehehe.” Lenka czeka teraz na odpowiedź od swego wybranka. Chociaż dopada ją dziwne wrażenie, że może się nie doczekać. „Och, odpisał. On mnie naprawdę lubi” – pomyślała dziewczyna.

      „To całkiem dobry pomysł, ale wydaje mi się, że najpierw lepiej byłoby, gdybyśmy pisali. No tak wiesz, żeby się poznać. Dosyć długo już ze sobą piszemy, ale nie znamy się na tyle, żeby się gdzieś umówić.”

To co pisał chłopak było dla dziewczyny trochę dziwne. Miała dzikie wrażenie, że nie chce się z nią zobaczyć. Lenka też w sumie nie wiedziała do końca czy tego chce, czy nie. Bała się, że jeśli Tomek ją zobaczy to już więcej nie będzie chciał się do niej odezwać, a co gorsza napisać! 

      Ma dużo kompleksów, ale to chyba taki urok dojrzewania. Tak naprawdę jest śliczna. Gdy szła do szkoły wszyscy się za nią oglądali. Patrzyli jak delikatny wietrzyk rozwiewa jej bujne ciemne loki, jak błękitne oczy błyszczą niczym małe iskierki i jak pojawiają się na jej okrągłej twarzy dołeczki ilekroć uśmiechnie się do przechodnia. W szkole była bardzo rozrywkowa, chętnie spędzała czas z rówieśnikami i plotkowała ze swoją najlepszą przyjaciółką. Lekcji nie lubiła, jak chyba każdy dzieciak. Jedyne co może znieść to język polski oraz wychowanie fizyczne, chociaż nie zawsze. Jej pasją od zawsze jest siatkówka, historie każdego siatkarza ma w małym palcu , a o każdej sportowej informacji zawsze wie jako pierwsza. Nikt nie podziela jej pasji, która według niektórych była już obsesją. Ona jednak tak nie myśli. Nie obchodziło ją to co myślą o niej inni, starała się zawsze żyć własnym życiem i grać według własnych zasad. Jest uparta, lecz wie kiedy się wycofać, kiedy sytuacja jest dla niej nie korzystna. Jedna setna jej mózgu to mózg ekonomisty i fachowego spryciarza.  Jednym z jej marzeń jest poznać przystojnego, mądrego i wysportowanego chłopaka, który będzie darzył ją miłością, aż do śmierci, który zawsze wysłucha co ma do powiedzenia i doradzi. Każda dziewczyna by tak chciała, jednak takie historie to tylko w bajkach.
     Lenka nie miała zbyt dużo chłopaków, może to przez jej charakter, może nie trafiła na tego jedynego. A właśnie charakter… Dziewczyna jest bardzo szczera, mówi to co myśli i nie boi się zaryzykować.        Niektórych to odstrasza, uważają, że jest niemiła. Innych przyciąga jak magnes to, że jest wierna i choćby się waliło i paliło nie złamie danego słowa.


***
To tyle. Jak na razie ^^ Chyba, że okaże się beznadziejne to nie będę kontynuować. Pozdrawiam was serdecznie moi kochani czytelnicy i do następnej notki <3

Meggi

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 13 - Poszukiwacze kamieni

Rozdział dedykuję Arii Pl, która chce skomentować jako pierwsza. Powodzenia :D

Oczami Percy'ego

  Usłyszałem głośny, przeraźliwy krzyk. Postać w brązowych, gęstych lokach leżała na kamiennym stole wijąc się z bólu. Obok niej stał chłopak ubrany na czarno i trzymając ją za rękę szeptał coś do ucha. Z każdym jego słowem dziewczyna krzyczała coraz bardziej, aż w końcu pada z wycieńczenia. Wtedy chłopak siada i mówi głośniej: "Przepraszam, nie mogłem nic innego zrobić."

  Obudziłem się podenerwowany na podłodze obok swojego łóżka. Musiałem spaść, choć nie poczułem tego. W głowie plątała mi się jedna myśl - ta postać to Annabeth. Groziło jej coś, czego nie dało się powstrzymać. Na pewno była to scena z przyszłości. Czułem to, po tylu snach i wizjach można nauczyć się rozrózniania przyszlości od przeszłości bądź też teraźniejszości.
  Spojrzałem przez okno, było jeszcze ciemno. Na misję wyruszamy dopiero po śniadaniu, ale nie wróciłem do łóżka. Wiedziałem, że już nie zasnę. Wstałem z podłogi i poszedłem spakować swój plecak. Włożyłem do niego tradycyjny zestaw - nektar, ambrozja, kilka koszulek na zmianę, woda i przybornik, który dostałem od domku Hermesa. Z tego, co mówili była tam lina, bandaże, kilka małych bomb zabranych od dzieciaków Hefajstosa i magiczne pudełko "znalezione" podczas jednej z "wycieczek". Można go użyć tylko raz i wyczerowuje ono to, o co się poprosi.
  Gotowy do wyprawy usiadłem na tarasie i zacząłem bawić się wodą. Unosiłem ją i opuszczałem. Robiłem tak zawsze, gdy musiałem coś przemyśleć. A teraz myślałem o Nicole. Nigdy zbyt blisko nie miałem do czynienia z dziećmi Apolla. Oczywiście - kilkakrotnie uzdrawiali mnie i bandażowali, miałem ich jako sojuszników w bitwie o sztandar, ale na tym kończyła się nasza znajomość.
  Nicole wyglądała na miłą, uczciwą dziewczynę. Proste blond włosy do pasa połyskiwały w słońcu tworzą poświatę. Brązowe oczy przyglądały się wszystkiemu badawczo poruszając się z prędkością światła. Twarz zaokrąglona, delikatne rysy. Niezbyt rozbudowana postawa. W żadnym calu nie przypominała wojowniczki, chociaż przebywanie z Annabeth nauczyło mnie, że ładna dziewczyna też może ci dokopać. Zastanawiało mnie, dlaczego właśnie ona zgłosiła się  na misję. Była nowa w Obozie, nie znała nikogo. Może chciała komuś zaimponować, pokazać, że też nadaje się do walki. Nie wiem. Może miała w tym jakiś interes... Jeśli tak, to będzie mały problem z zaufaniem jej.

Oczami Nico

  Nie ma pojęcia, ile już szliśmy. Nawet ja w Podziemiach tracę poczucie czasu, a im dalej zapuszczaliśmy się w głąb korytarza, tym bardziej traciłem orientację. Jakbyśmy nie byli w królestwie Hadesa...
  Jako pierwszy przejąłem wartę. Annabeth była zbyt słaba i zmęczona, żeby zaprotestować. Ciągle męczyły ją mdłości i zawroty głowy, ale ilekroć chciałem zrobić postój upierała się, że nic jej nie jest. Nie wyglądała najlepiej,, chociaż nikt po tylu godzinach bez prysznica i łażenia po brudnych korytarzach nie wygląda najlepiej. Na dodatek nie mogłem wytworzyć pochodni, coś mnie blokowało, więc szliśmy w kompletnych ciemnościach.
  Przez ostatni czas w ogóle się nie zatrzymywaliśmy. Córka Ateny prowadziła, nie wahając się, którą ścieżkę wybrać. Czułem się wtedy zupełnie niepotrzebny, bez mocy, bez czegokolwiek. Jak nie dziecko Hadesa. Przecież Podziemia to mój świat, powinienem nas stąd wyprowadzić lub zrobić jakieś przejście. A mi nic nie wychodziło. Ann się tym jednak nie przejmowała. Mówiła, że to nie moja wina, że to miejsce jest jakieś dziwne.
  Kilka razy miała te swoje odloty z różową mgła, ale za każdym razem trwały krócej. Wiedziałem, że muszę być silny i nie poddać się czarom Afrodyty. Co nie było wcale takie proste, bo kurde nie każdy chłopak da radę odmówić napalonej dziewczynie. W takich chwilach myślałem o Thalii i o tym, jakby poczuł się Percy widząc swoją ukochaną z jego przyjacielem. Znowu.
  Moją uwagę zwróciły coraz głośniejsze szepty. Zacząłem się nerwowo rozglądać, ale nigdzie nie dostrzegłem właścicieli głosów. Znajdą to, zobaczysz, za chwilę To jej przeznaczenie. Denerwuje mnie ta ciągła niewiedza! Niby co mamy znaleźć?
  Przedemną zmaterializował się duch młodej kobiety. Nie była zniewalająco piękna, lecz emanowało od niej dobro. Aż miałem ochotę powiedzieć jej o wszystkich swoich problemach. Ubrana była w białą suknię do samej ziemii z naszytymi błękitnymi wzorkami. Ręcę zakrywały jej białe gustowne rękawiczki, a na głowie miała piękny diadem.
  Poszedłem obudzić Ann. Gdy otworzyła szare, zaspane oczy ujrzałem w nich strach, żal i tęsknotę. Wiedziałem czemu...
- Podejdźcie tu, dzieci - rzekłą kobieta miłym, delikatnym i pełnym ciepła głosem. Annabeth otrząsnęła się i ciągle wpatrując się w białą postać podeszła do niej chwijnym krokiem.
- Kim jesteś? - Uprzedziła moje pytanie.
- Jam jest Miranda, a to moje królestwo. Nie obawiajcie się, przybywam w pokoju. Zostałam wybrana, aby z wami porozmawiać, kochani.
- A to nie jest królestwo Hadesa? - Zapytałem trochę mało uprzejmie, ale jej to nie zraziło.
- Już dawno opuściliście jego ziemię, teraz jesteście w moim pałacu.
- Dobra, to o czym chcesz z nami porozmiawiać - odezwała się Ann.
- O was oczywiście - pstryknęła palcami i obok nas pojawił się długi stół pełen różnorodnych dóbr i drewniane krzesła. Cały korytarz rozświetliły wysokie, witrażowe lampy ukazując ogromną salę zamkową. Czyli, że przez ostatni czas znajdowaliśmy się w pałacu i nie mieliśmy o tym pojęcia.
  Usiedliśmy naprzeciw siebie i bez chwili namysłu zaczęliśmy pałaszować. Od dawna nie żywiliśmy się czymś innym niż krakersy, które i tak były już na wykończeniu.
- A więc moi drodzy, bardzo jestem rada, że mogę gościć wybrańców - chciałem jej przerwać i zapytać o jakich wybrańcach mowa, ale ona nie pozwoliła sobie wejść w słowo - Czuję, że wasza wiedza w tych tematach nie jest rozległa. Wyjaśnię. Annabeth, magia Afrodyty już na ciebie nie działa, lecz twoje dziecko zaczyna szybciej się rozwijać. Niektóre czary nie powinny w ogóle powstać, jak to właśnie.
 Córka Ateny wypluła wszystko z ust i krzyknęła:
- Cooo???!!!
- Oj, wybacz. Powinnam powiedzieć to w inny sposób. Ale już wiesz, że jesteś w ciąży. I jak myślę, wiesz kto jest ojcem... - Od razu pomyślałem o Percym i o tym, że zapewne ucieszy się z tych wieści.
- Jack - wymamrotała Ann. Mało nie spadłem z krzesła przy okazji dławiąc się kawałkiem kurczaka. Od środka aż mnie rozrywało ze złości. Myślałem tylko o tym, żeby zabić tego kolesia. Jak on mógł?!
- Tak, niestety. Dzięki jego magii dziecko rozwijało się szybciej niż powinno, a teraz za sprawą dodatkowych czarów robi to jeszcze szybciej. Jesteś teraz w trzecim miesiącu, kochana. - Miranda nie czekała aż Ann się pozbiera po tej wiadomości, a ja pomyślałem, że Percy'emu to się jednak nie spodoba. Kobieta ciągnęła - Drugą sprawą, o której muszę wam powiedzieć jest wasza misja. Znajdziecie dwa kamienie, biały i czarny. Ten pierwszy daje życie, a drugi je zabiera. Nazywamy je Początkiem i Końcem.
  Od razu zaświtała mi w głowie przepowiednia, Biel jest początkiem, czerń zaś skończeniem. Annabeth też chyba na to wpadła. Nie było czasu na pytania, gdyż Miranda mówiła szybko.
- Zostały stworzone nieświadomie przez Pazyfae królową-nimfę Krety. Tylko kobieta może je posiąść i mieć nad nimi władzę. Oprócz możliwości wskrzeszenia  i odebrania życia pozwalają także na kontrolowanie starożytnego ludu πέτρες*(czyt. petres).
- Czyli będą robić, co się im każe? - Zapytała Annabeth.
- Tak moja droga. To są duchy potomków stworzycielki tych kamieni. Służą tylko tej, która ma ich moc.
  Gdy skończyliśmy jedzenie Miranda zaprowadziła nas do sypialni, abyśmy odpoczęli. Żeby było miło mieliśmy jeden pokój z jednym łóżkiem. Królowa powiedziała, że tak będzie bezpieczniej, a poza tym tylko ten pokój przystosowany jest dla herosów. Nie wiem na czym polegało to przystosowanie, ale byłem pewien, że czeka mnie noc na podłodze.
  Życząc nam kolorowych snów kobieta zatrzasnęła za sobą mociężne drzwi. Zostaliśmy sami patrząc się na siebie niezręcznie. Podszedłem do łóżka, aby wziąć kołdrę i rozłożyć ja na dywanie, ale Annabeth stanęła obok zatrzymując mnie ręką.
- Nie musisz. Damy radę, przecież mgła już na mnie nie działa - popatrzyłem jej w oczy i ujrzalem w nich ten sam obraz, co wcześniej. Naprawdę kochała Percy'ego. Jednak różowe pasmo na włosach przypominało mi o naszym pocałunku i ledwo powstrzymałem się od zrobienia tego ponownie.
- Na pewno? - Spytałem dla pewności. Serio nie uśmiechało mi się spanie na podłodze.
- Jasne - odpowiedziała i poszła do łazienki wziąć prysznic. Zaraz po niej zrobiłem to samo. Nie ma nic lepszego niż poczucie czystości po ciężkim dniu.
  Ułożyliśmy się na łóżku. Córka Ateny chwilę dotykała swojego brzucha i widziałem kilka łez na jej policzku. Zgasiła lampkę i ułożyła się wygodnie.
- Dobranoc - powiedziałem cicho. Ann obróciła się, dała mi całusa w policzek i rzekła:
- Dobranoc.
Wspaniałe zakończenie dosyć dziwnego dnia.

Oczami Nicole

  Wyszłam z domku, gdy tylko wzeszły pierwsze promienie słoneczne. Nie mogłam doczekać się misji. Pół nocy nie przespałam... Trochę z nerwów, trochę przez moje sny.
  Śnił mi się straszny głos z piekielnych otchłani, ten, który mówił do mnie ostatnio coraz częściej. Bałam się. Świadomość, że jeśli nie wyruszę na tę misję to zginie mój młodszy brat była nie do zniesienia. Nie mogłam pozwolić, żeby coś mu się stało, mimo, że nie był herosem. Kochałam go, razem się wychowywaliśmy. Ostatnie nasze spotkanie miało miejsce, gdy rodzice wyszli do teatru, a ja miałam opiekować się sześcioletnim Colinem. Wszystko szło dobrze do momentu pojawienia się dwóch olbrzymów. Krzyczałam, płakałam i prosiłam, żeby sobie poszli. Oni nie słuchali i chcieli zabrać nas oboje, ale stawiałam zbyt duży opór. Chwyciłam swój zabawkowy łuk, który w tym momencie przestał być zabawką. (Od zawsze wykazywałam zaintereswoanie łucznictwem, więc rodzice posłali mnie na kurs. Dziękuję im za to.) Trzymałam w ręku najprawdziwszą broń i bez cienia zwątpienia zaczęłam strzelać z precyzją chirurga. Sama kilka razy też oberwałam, co okazało się nie groźne.
Mam takie zdolności, o których jeszcze nikomu nie mówiłam. Mianowicie nie doznaje obrażeń. Znaczy doznaje,ale od razu się wyleczam i nie pozostaje nawet ślad. Dlatego też nigdy nie choruje. Mój organizm zawsze jest w doskonałej formie. Potrafię także wyleczyć innych. Wyleczyć, nie ożywić. Czytałam o tym ostatnio i podobno jest to błogosławiństwo Apolla, które stosuje bardzo rzadko. Jest tylko jeden sposób na zabicie osoby z takim błogosławieństwem. Przebicie serca złotem. Odkąd o tym wiem, nie noszę niczego złotego.
  Wracając do mojego brata. Mimo zaciętej walki nie byłam w stanie bronić siebie i jego. Olbrzymy wsadziły go do czerwonej kuli i zniknęły. Chwilę później usłyszałam głos Udasz się za znakiem sierpa do Obozu Herosów i zgłosisz się na misję. Nie mów o tym nikomu, bo Colin nie dożyje waszego następnego spotkania. Później dostaniesz więcej wskazówek.
  Oto moja historia. Dziś w nocy dowiedziam się, że będę musiała wybrać między życiem brata, a życiem przyjaciół. Mam tydzień na podjęcie decyzji.


*πέτρες (czyt.petres) - z greckiego kamienie. Chodzi mi tu o lud kamieni x ddd Wiem, wiem dziwnie brzmi, ale tak ma być.

***

Hej <3
Matko, piszę to od południa x ddd Ciągle ktoś mi przeszkadz i czegoś chce. Ale napisałam. Mamy nową perspektywę i opis nowej bohaterki. Jupika jejjj <3 Jakoś nie miałam weny na Percy'ego więc wyszło jak wyszło.
Uwaga szpan: W piąteczek (23.05) mam urodzinki *.* Więc jak będzie z rozdzialikiem zobaczymy, wiecie kasa będzie to zakupy czekają :D Postaram się coś nabazgrać, ale nie obiecuję, bo na dodatek jestem chora ;ccc
Ludzie! Dziękuję za tyle superhipermegamiłych komentarzy pod poprzednim postem i oczywiście zachęcam do pisania tutaj :) A tak w ogóle wiecie, że od zeszłego tygodnia zajrzało tu 1000 osób? Kocham was <3
KOMENTUJEMY <3

Meggi

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 12 - Ciągłe wybory...

Rozdział dedykuję Vex, za jego rozmyślania nad przepowiednią i za liczne komentarze :D

***

Oczami Annabeth

  Po kilku godzinach ciągłego chodzenia mrocznym korytarzem w głąb Podziemii, wreszcie droga zaczęła się rozgalęziać. Zalały nas setki różnokształtnych tuneli i tunelików tworzących swojego rodzaju labirynt. Każdy tak samo przerażający. Nico chciał prowadzić naszą wyprawę, ale to ja przejęłam stery wskazując, co chwile nowe przejścia. Sama nie wiem skąd wiedziałam, po prostu miałam przeczucie. Takie jak nigdy.
  Towarzyszyło nam milczenie, spowodowane, w każdym razie w moim przypadku, zamyśleniem. Męczyła mnie przepowiednia, z której mało rozumiałam. Po wszelakich namysłach doszłam do wniosku, że dziecię Ateny to przecież ja. Błyskotliwe. Oprócz tego wiem, że sowa to też ja, a morze - proste - Percy. Pozostaje pytanie jakiż to cud utracę. Pierwsze, co się nasuwa - miłość. A biorąc pod uwagę złożenie w grobowcu z miłosnym przyrzeczeniem... Ach, wolę nie myśleć. I tak mam już dużo do ogarnięcia. Ciągłe zawroty głowy i wahania nastroju. Taki skutek uboczny przeklętej różowej mgły Afrodyty. Wszędzie pcha te swoje głupie czary.
- Stójcie, kimkolwiek jesteście! - Męski głos rozdarł ciszę. - Uprzedzano mnie, że przyjdą jacyś ważni herosi. Musicie dokonać wyboru, a właściwie ty musisz - podniósł szary palec wskazując na Nico, wygiął przy tym twarz w szyderczym uśmiechu. Ucieszyłam się, że choć raz od ostatniego czasu nie chodzi o mnie.
Poznałam kto to mówił - ten sam, który podczas mojej wyprawy w Labiryncie kazał mi wybrać przejście. Nazywam go Bezimienny.
  Nico popatrzył na mnie z przerażeniem nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Zapewne tysiąc myśli kołatało mu się w głowie. Po krótkiej chwili ujrzałam blask w jego czarnych jak smoła oczach, które dosłownie, aż mieniły się od nadmiaru pomysłów. Czasem zaczynam się go bać...
- Witaj. Ojciec wiele mi o tobie opowiadał. Zaiste trudne zadanie mi wyznaczyłeś, ale cóż, chyba podołam - mówił to głosem tak tak sarkastycznym i pełnym aktorskiego niedoświadczenia, że mało prawdopodobne jest, aby sam sobie uwierzył.
- Ojciec, jaki ojciec? - Zapytał Bezimienny lekko zdenerwowanym głosem.
- No przecież Hades, a niby kto.  - Nico uniósł delikatnie kąciki ust w uśmiechu.
- Pan Hades? Nic mi nie wiadomo, nie dostałem żadnych wiadomości - zaczął się bronić. Sekundę się zastanowił. - Ale jeśli rzeczywiście jesteś synem mojego Pana, możesz z łatwością udowodnić, że nie kłamiesz - spojrzał wyczekująco na mojego przyjaciela, jakby przeczuwał jego porażkę. Aktualnie podzielałam jego obawy. Nie miałam pojęcia, co się wydarzy. Przełknęłam głośno ślinę mrużąc przy tym oczy, aby lepiej dojrzeć zamiary Nico. Oczywiste było, że nie otworzy tutaj żadnego tunelu - przecież gdyby mógł to zrobić, już dawno by nas nie było w tej melinie.
  W sumie liczyłam, że stanie się coś spektakularnego jak.. szczerze nie mam czerwonego pojęcia (tak, tak, czerwonego - od aut.), co robią dzieci Hadesa. Oprócz przechodzenia cieniem i wzywania umarlaków nie widziałam, aby mój przyjaciel miał jakieś szczególne, no w każdym razie inne, zdolności.
  Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu Nico podszedł do Bezimiennego i szepnął mu na ucho krótkie zdanie, albo kilka słów. Nie wiem, w każdym razie coś krótkiego. Ten aż podskoczył z wrażenia i od razu zaczął przepraszać, że w ogóle miał czelność zwątpić w słowa kogoś tak potężnego i wspaniałego. Naprawdę zaczynam bać się syna Hadesa.
- Mimo wszystko musisz dokonać wyboru. Jednak dam ci pewne wskazówki - Nie uśmiechał się już, sprawiał wrażenie zastraszonego, zdenerwowanego. Ciekawe, cóż takiego usłyszał.
- Jestem gotów - Nico puścił mu oczko i z przyjemnością oglądał jego zakłopotanie.
- Na początek trochę teorii. Przejście idealne dla was ukaże prawdę, uświadomi o pewnych sprawach - zbadał mnie wzrokiem, zatrzymując się nieco dłużej na sztylecie, który miałam przypiety do pasa. Zmrużył szare oczy i ciągnąl dalej - Prawda może zaboleć. Tunel nie będzie łatwy do przejścia dla niekórych - i znów popatrzył się na mnie - ale zdjemie pewne czary, a jeszcze inne wzmocni. Najważniejsze jest to, abyś właśnie ty powiedział, które z przejść wybierasz. Inaczej nie wejdziecie do żadnego.
- Teraz daj szybko podpowiedź - poganiał Nico.
- Tak, tak. Dziewięc L, szesnaście PR , sześć L, φίδι* <czyt. fidi>. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Jeśli powiesz gdzie idziecie, droga będzie wolna. - Za nim jakiekolwiek słowo padło z naszych ust, Bezimiennego już nie było.
- Super. Masz może jakieś pomysły, co to znaczy?
- A ty nie!? Przecież to jasne jak słońce - klasnęłam w dłonie, wydając przy tym cichy jęk. Zapomniałam o moim nadgarstku.
  Podeszłam do miejsca, gdzie na jednym z kamiennych bloków tworzących posadzkę widniał wąż.  Zaczęłam odliczać. Dziewięc w lewo, szesnaście prosto i sześć znów w lewo. Stanęłam między dwoma wąskimi tunelami. Palcami pogładziłam idealnie wypolerowany szary kamień otaczający wejście do obu tuneli. Powyżej był jeszcze jeden wskazujący na komorę po prawej. Dotknęłam go delikatnie. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, na chwilę mnie paraliżując. Poczułam małego węża wyrytego w kamieniu.
- Powiedz, że wybierasz ten tunel - odwróciłam się do Nica, który stał dokładnie za mną bacznie obserwując moje poczynania.
- Uwaga! Wybieram to przejście - wskazał palcem na właściwą drogę. Ziemia lekko się zatrzęsła, a przed nami rozbłysnęły pochodnie.
- Idziemy - złapałam syna Hadesa za rękę i wprowadziłam do środka.

Oczami Percy'ego

  Wróciliśmy do Obozu, aby zebrać drużynę. W pojedynkę na pewno nie dam rady, a Thalia i jej Łowczynie, owszem przydadzą się, ale nie zagwarantują wygranej.
  Już od progu słychać było wesołe okrzyki biegających nastolatków, brzdęk uderzanych o siebie mieczy oraz charakterystyczne odgłosy dochodzące z kuźni Hefajstosa. Poczułem się jak w domu.
  Gromadka obozowiczów podeszła do nas, gdy tylko przekroczyliśmy bramę. Zalali nas falą pytań, z czego na połowę sami sobie odpowiedzieli, a na resztę nie doczekali się odpowiedzi. Cieszyli się i wiwatowali, aż do momentu spostrzeżenia, że nie ma wśród nas Annabeth oraz, co zauważyli po dłuższych namysłach, Nico. Dzieci Ateny tak się przejęły zniknięciem ich grupowej, że nie obyło sie bez wołania tych od Apolla.
- Hej, Jackson! - Rozległ się donośny krzyk Clarisse. - Gdzie zgubiłeś swoją drugą połówkę? - Szła z tym swoim wyszydzającym uśmiechem, czyli z tradycyjnym wyrazem twarzy, trzymając za rękę Chrisa.
- Tam gdzie ty zgubiłaś umiejętność walki - odpyskowałem.
Wszyscy wytrzeszczyli na mnie oczy, bo wiedzieli, że zadzieranie z córką Aresa nie wróży nic dobrego. Ale ja kocham życie na krawędzi!
- Jackson! Tak ci zaraz przywalę, że zęby zgubisz, glonie ty jeden! - Szła w moją stronę z dzikim błyskiem w oczach, pewnie wymyślając po drodze tysiąc sposobów na moją bolesną śmierć.
-Witaj, Percy! - Chejron zabiegł jej drogę, uderzając przy okazji bujnym ogonem po czerwonej od gniewu twarzy. Rzuciła coś w stylu "Jeszczę cię dopadnę" i pomaszerowała dumnie w stronę areny.
  Centaur zaprosił mnie do Wielkiego Domu, abym opowiedział mu, co dziś się wydarzyło. Poprosił tylko mnie mimo, że dosyć długo upierałem się o towarzystwo moich przyjaciół. Widząc jego minę mówiącą "Lepiej nie dyskutuj młody człowieku, bo naślę na ciebie Imprezowe Kucyki" postanowiłem dać za wygraną. Ten jeden raz.
  Przechodząc przez skrzypiącą podłogę na ganku, jak zwykle przejechałem ręką po drewnianej, popękanej i obdrapanej framudze. To dodawało mi pewności siebie i wypełniało wspomnieniami. Wspomnieniami o Annabeth, która nauczyła mnie tego odruchu. Lubiła badać w ten sposób pomieszczenia.
  Usiadłem na starym krześle przy okrągłym mahoniwym stole wpatrując się w jego zdobienia (znów nawyk pochłonięty od Ann), a Chejron zasiadł naprzeciw, zmieniając się przy okazji w swoją postać na wózku.
  Zacząłem opowiadać wszystko szybko, ale dokładnie, ze szczegółami. Musiałem oczywiście wspomnieć o Ann i Nico, przez co strasznie go zasmuciłem. Wiedziałem, że boleśnie odczuwa każdą, nawet chwilową, utratę herosa, lecz utrata Annabeth jest dla niego podwójnie bolesna. Wyjaśniełem mu nasze zamiary i fakt, że chcemy wziąć kilka osób do wyruszenia przeciw siłom Jack'a. Nie zachwiciłem go tym szczególnie, chociaż pewnie się spodziewał mojej decyzji.
  Gdy skończyłem swoje opowieści, przemówił po raz pierwszy od wejścia do pomieszczenia.
- Percy, bardzo nie chciałbym, żebyście wyruszali, ale Fata już zadecydowały. Rachel wypowiedziała wczoraj dwie przepowiednie. W całym moim życiu nie słyszałem jeszcze dwóch mówiących o tej samej bitwie, które zostały wypowiedziane naraz . W każdym razie, muszę wam pozwolić, abyście wypełnili zadanie - Centaur nie patrzył mi w oczy. Wiedziałem, że w przepowieni jest coś o mnie. Ostatni raz zachowywał się tak, gdy nie chciał mi powiedzieć, co się wydarzy w moje 16 urodziny.
- Czy mógłbyś mnie oświecić? Chcę usłyszeć obie przepowiednie - zarządałem stanowczo. Chejron westchnął, poprawił się na wózku i zaczął recytować.

Dziecię Ateny utraci swój cud,
Lecz do stóp jej padnie cały ich lud.
Światłość i ciemność swe siły połączy
Za sową i morzem do boju podąży.
Biel jest początkiem, czerń zaś skończeniem,
W grobowcu złożeni z miłosnym przyrzeczeniem.

Oparłem głowę na rękach i miałem tylko nadzieję, że z Annabeth wszystko w porządku. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że chodzi o nią. To jedyne dziecko Ateny gotowe podjąć się szalonego wyzwania. Nie czekając na moją reakcję, Centaur kontynuował.

Jeden z Obozu, jeden z Wybranych,
Jeden z herosów do boju zagnanych.
Syn Oceanu prawdę wywalczy
I jeszcze o miłość z wrogiem zawalczy.
Przyjaciół ochroni, gdy przejrzy na oczy.
Z tarczą? Na tarczy? Do domu wkroczy.

  Osłupiałem. Szczerze mało co do mnie dotarło, ale "Syn Oceanu" to raczej.. na pewno ja. A to nie jest szczególnie optymistyczna wizja przyszłości. W takich momentach nie lubię swojego boskiego pochodzenia. 
  Zbierając wszelkie myśli wyszedłem z Wielkiego Domu na plac, gdzie chwilę wcześniej, na moją prośbę, zebrali się obozowicze. Stanęłem na środku, przełknąłem ślinę i przemówiłem.
- Jak zapewne wiecie szykuje się wileka bitwa, a nie ma wśród nas jednej z najmądrzejszych, najsprytniejszych, najpiękniejszych...
- Do rzeczy, Jackson - warknęła Clarisse obrzucając mnie, jak zwykle, zabójczym spojrzeniem. To takie jej hobby.
- Ok, ok. Chodzi o to, że potrzebuję kilku odważnych herosów, którzy są w stanie narażać własne zdrowie i życie by powstrzymać wroga. A więc, są ochotnicy? - Zapytałem unosząc brwi go góry.
- Jeszcze pytasz? Jasne, że w to wchodzę! - Na środku, obok mnie stanęła córka Aresa trzymając w ręku włócznię. Tak, idealna kandydatka.
- Ja też. Dla Annabeth wszystko - podeszła do nas Thalia z łukiem, kołczanem oraz wojowniczą bransoletą na nadgarstku. Jak zwykle gotowa do walki. - Moje Łowczynie pomogą - powiedziała.
- Ktoś jeszcze? - Obrzuciłem zgromadzonych uważnym spojrzeniem lustrując każdy ich ruch. Nic, zero.
- Ja póję - delikatnym krokiem, przeciskając się przez tłum, z szarego końca wyszła do nas blondwłosa dziewczyna. Nikt nie krył zdziwienia i śmiechu. Dochodziły głosy "kto to w ogóle jest", "zginie przy pierwszej okazji". Ale ona się nie przejmowała, szła z dziarską miną patrząc przed siebie.
- Jestem Nicole, córka Apolla.

***
Hejka <3
* φίδι - z greckiego, znaczy wąż :D
I oto przedstawiam wam nowy rozdzialik. Nie bijcie mnie łyżeczkami jeśli się nie podoba ;D Proszę...
Dobra. Nabazgrałam drugą przepowiednię, wydaje mi się dzika, ale ją kocham x ddd Chyba pasuje :D
Ludzie, mamy już 5,100 wyświetleń <3 Jaram się i dziękuję za to tak samo jak za liczne komentarze pod tamtym rozdziałem. 
W najbliższym czasie powstanie spis treści i myślę, że będzie to duże ułatwienie dla nowych czytelników <*modli się, żeby tacy byli*>.
A więc tradycyjnie - dziękuję, że jesteście, że czytacie i od razu przepraszam, za mało akcji, bo ma jej jeszcze nie być :D No, jak widzicie mamy nową postać - Nicole, córkę Apolla. Może wam się spodoba, ja tam ją lubię ;)
KOMENTUJEMY <3

Meggi