niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 38

Dzień dobry, cześć i czołem :) Podziękujcie Vittori, której dzisiejsze słowa zadziałały jak kubeł zimnej wody. I już minutę po ich przeczytaniu byłam w trakcie pisania rozdziału. Chyba właśnie takiego kopa potrzebowałam.
Miłego czytania ^^



Oczami Percy'ego

                   Obrazy walki szybko przelatywały mi przed oczami. Co chwila ktoś wydawał z siebie rozmaite, dziwne odgłosy, które miały pomóc pokonać nieprzyjaciela. Ale ten odgłos, z pozoru cichy i delikatny, zatrzymał na chwilę czas. Ostatnie tchnienie życia Nicole było początkiem końca tej wojny.
- Nie! - wrzasnąłem zdzierając sobie gardło. Widziałęm całą tę scenę. Nico opadającego z hukiem na ziemię, Thalię próbującą podnieść się po potężnym uderzeniu, pioruny ciskane w stronę Kronosa oraz Nicole. Tak bardzo chciała odpokutować swoje winy, że postanowiła zaatakować. Zapłaciła za to własnym życiem. - Ty! - zwróciłem swój gniew w stronę Kronosa. Byłem pewien, że wszysto dzieje się w zwolnionym tempie.
- Do mnie mówisz nędzny herosku? - zaśmiał się złowieszczo ukazując rzędy nadpsutych zębów. Obrócił się od Nicole, jakby nic nie znaczyła, jakby była marnym pyłkiem.
- Tak, do ciebie chory potworze. Zabiłeś ją! - krzyczałem rzucając się na tytana. Powiem to od razu, niewiele wtedy myślałem. Plan rodził się w mojej głowie na bieżąco. Orkan lśnił w mojej dłoni gotowy by zadać cios. Kronos pozbawiony był swojej jedynej broni, a Annabeth postarała się by teren w okół nas był oczyszczony z innych chcących mojej śmierci. Zakapturzone postaci robiły, co w ich mocy, aby nas chronić. Jestem pewien, że to wszystko trwało może pięć sekund, ale zdążyłem przez ten czas obmyślić przynajmniej dziesięć scenariuszy na to, co może się wydarzyć. Wybrałem opcję numer dwa.
                    Z prawej strony klatki piersiowej tytana pozostała dziura po strzale Nicole. O dziwo, i dziękuję za to bogom, nie leczyła się. To była moja szansa. Musiałem precyzyjnie wymierzyć cios, miałem tylko jedną szansę. Jeśli nie udałoby mi się jej wykorzystać, mogłem spokojnie sam wykopać sobie grób i się w nim położyć. Natarłem z całej siły krzycząc, jak mi się wydawało "zgiiiń', ale równie dobrze mogło to być "zgiiinę".
                     Teraz wydarzenia nabrały tempa. Jednym zgrabnym ruchem wbiłem miecz w ranę Kronosa słysząc jego zapierający dech w piersiach wrzask. Ślina z jego wielkiej paszczy wylądowała na mojej zbroi. W innych okloicznościach może bym się tym przejął. Teraz byłem zbyt zajęty swoim wrzaskiem, który stworzył jedność z poprzednim i niósł się echem, aż po krańce lasu. Sterczący w ranie Kronosa Orkan nagrzał się do granic możliwości parząc moją dłoń. Nie miałem wyjścia, musiałem go puścić. Jednocześnie poczułem piekący ból w lewym udzie. Poprawka: przeraźliwie piekący ból. Spostrzegłem wystającą strzałę z mojej nogi. Pierwsze, co pomyślałem, i wcale nie jestem z tego dumny, to "wcześniej jej tam nie było". Dopiero po chwili dotarło do mnie, że zostałem postrzelony.
                    Kronos próbował wyciągnąć miecz z klatki piersiowej, ale jego ciepło skutecznie mu to uniemożliwiało. Ranił się jeszcze bardziej próbując walczyć o życie. Kątem oka dostrzegłem, że Chloe pomaga ponieść się ledwo dyszącemu bratu. U mojego boku błyskawicznie pojawiła się Thalia w pełnej gotowości do dalszej walki.

Oczami Nico

                     Chloe pomogła mi wstać. Szybko rozejrzałem się po polu bitwy, aby mieć pełne rozeznanie w sytuacji. Jednak to, co ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwnia. Widziałem konającego Kronosa. Dyszał ciężko próbując pozbyć się wystającego z jego klatki piersiowej miecza. Wiedziałem, że teraz mamy szansę.
- Chloe, nadeszła nasza kolej – podniosłem swój miecz, stanąłem pewniej na nogach oraz wziąłem głęboki oddech licząc na wsparcie ojca.
- O czym ty mówisz? - Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Kronos umiera. Jest tytanem, więc w jego wypadku śmierć wygląda inaczej. Jesteśmy dziećmi Hadesa. Musimy skupić swoją moc, aby trafił do Tartaru. Dzięki temu nie będzie mógł tak łatwo wrócić z powrotem. - Słowa leciały ze mnie jak z karabinu. Wcześniej nie miałem pojęcia o swojej roli w tej wojnie, ani o roli Chloe. Dopiero widząc duszę Kronosa wijącą się między światami zrozumiałem, co musmiy zrobić.
                 Pociągnąłem Chloe za rękę. Była w szoku, bała się. Czułem to doskonale. Rzuciłem w jej kierunku pokrzepiające spojrzenie. Odwzajemniła się bladym uśmiechem.
- Ja nie wiem, co robić – powiedziała łamiącym się głosem.
- Musisz skupić całą swoją moc na jednym punkcie. Na Kronosie. - próbowałem przypomnieć sobie uczucie towarzyszące mi przy korzystaniu z mocy. - Oczyść myśli, uspokój się i myśl tylko o nim. Będzie dobrze – ostatnie zdanie wypowiedziałem raczej sam do siebie.
                Chwilę później znaleźliśmy się przy Percy'm. Był ranny. Z jego nogi niebezpiecznie szybko sączyła się krew. Thalia pomagała mu wstać jednocześnie starając się zabić dwóch nieprzyjaciół, którzy przedarli się przez zabezpieczenia Annabeth. Napotkałem wzrok Thalii. Wyrażenie "spiorunowała mnie wzrokiem" w jej przypadku nabiera zupełnie innego znaczenia.
- Teraz Chloe. Uda nam się – ścisnąłem jej dłoń. Podeszliśmy do Kronosa, opadał z sił, nie był już nawet zdolny do walki. Nawet w ostatnich chwilach życia uśmiechał się z pogardą i wyższością.                        Uklękliśmy dotykając dłońmi gruntu. Zamknąłem oczy. Myślałem tylko o tym, jak bardzo nienawidzę tego typa i jak bardzo pragnę by już nigdy nie wydostał się z Tartaru. Poczułem, że myśli Chloe są identyczne. Nasza moc spływała na Pana Czasu w błyskawicznym tempie. Pochłanialiśmy jego duszę. Ale nie tak dosłownie. Staliśmy się przewodnikami w doprowadzeniu jej do Tartaru. Byłem tak skupiony, że ledwo dochodziły do mnie jego krzyki i zawodzenie. Chwilę później ucichły całkowicie. W głowie usłyszałem słowa ojca ''dobra robota synu, resztę zostaw mnie".
Otworzyłem oczy.
- Nico, udało nam się – Chloe rzuciła mi się na szyję z radości.
- Nie cieszcie się zbyt szybko – perlisty śmiech sprawił, że odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

             Przed nami zmaterializował się Jack.

***
A więc witajcie. Po dłuuuuuugiej przerwie. Wiem, wiem. Nie bijcie mnie >.<  Żyję, może to kogoś zaskoczy, ale żyję 
Nie mam żadnego wytłumaczenia dla mojej nieobecności. Chyba po prostu się pogubiłam i potrzebowałam przerwy, żeby ... sama nie wiem, co. Odetchnąć? Pozbierać myśli? Naprawdę nie wiem. 
Muszę wrócić do czytania Waszych blogów, bo straaasznie dużo mnie ominęło! Błagam wpiszcie w komentarzu linki do waszych blogów (jak czyściłam historię przeglądarki to się wszystkie zapisy usunęły i mi się po prostu linki blogów pogubiły xdd Mózg informatyczny xd) Obiecuję, że odwiedzę wszystkie blogi i nadrobię :D
Cieszę się pisząc tego posta * pożera Kinderki i zaciesza mordkę* 
I błagam nie krzyczcie na mnie xddd
To tyle ^^
xoxo ;*