niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 29

Oczami Percy'ego

    Moje wtargnięcie do pałacu Posejdona odbiło się głośnym echem w całym oceanie i  możliwe, że za jakieś dwa dni gdzieś pojawi się tsunami. Jednak, gdyby ktoś pytał to wina góry lodowej.
- Tato, sprawa jest poważna. - Zacząłem, gdy stanąłem przed obliczem Władcy Mórz. - Orkan zaginął. Nie wrócił do mnie. - Dodałem rozpaczliwie.
   Posejdon zastanowił się przez chwilę. Na jego twarzy zagościła niewielka zmarszczka, ale tylko na kilka skeund, gdyż magicznie ją usunął. Cóż.. Bogowie muszą wyglądać bosko.
- Teoretycznie jest to niemożliwe. Zwykły śmiertelnik, bądź też heros nie są w stanie tego dokonać. Bez naszej pomocy, oczywiście - dla mnie to wcale takie oczywiste nie było.
- "Naszej" znaczy bogów? - Wiecie, wolałem się upewnić.
- Zgadza się. Tylko dlaczego ktoś miałby kraść ci miecz, zadając sobie przy tym wiele trudu? - Nie lubię, gdy bogowie zadają mi pytania. Przecież są bogami, powinni wiedzieć takie rzeczy!
- I właśnie o to chodzi. Nic nie wiesz na ten temat? - Z góry założyłem, że jeśli Orkan początkowo należał do mojego ojca, to może wie coś o jego położeniu, tymczasowym miejscu pobytu, cokolwiek.
- Chciałbym, ale nie pomyślałem, że trzeba wbudować mu lokalizator. Nie spodziewałem się, że KTOŚ moze go zgubić. - Takie słowa od boga bardzo podnoszą na duchu.
- Przecież go nie zgubiłem, tak. Ktoś go bezczelnie ukradł. A jakiś bóg mu w tym pomógł.
   Posejdon usiadł na swoim tronie zrobionym z kolorowych muszelek. Męsko. Patrzył na mnie, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale aktualnie bije się sam ze sobą. I chyba przygrywa.
   
     Po kilku minutach niezręcznej ciszy, której nijako nie chciałem przerywać, usłyszałem:
- Powinienem trochę sprecyzować. KAŻDY bóg mógł pomóc w zabraniu Anaklysmosa. Ktokolwiek. Gaja, Uranos... Kronos. Rozumiesz? - Ok. To trochę poszerzyło moje pole do poszukiwań. Tylko trochę.
- Rozumiem. Czyli co mam zrobić? - Zapytałem przeskakując z nogi na nogę obawiając się odpowiedzi.
- Poszukaj winnego wśród herosów w Obozie. Każdego, kto w czasie zaginięcia był w pobliżu.  - Jeśli czasem zaginięcia był czas spędzony z Annabeth nad jeziorem, to czerwonego pojęcia nie mam kto to mógł być.


Oczami Annabeth

- Ej Ann, jest południe. Mogłabyś wreszcie wstać z łóżka i zrobić coś pożytecznego? Ile można leżeć bezczynnie? - odezwała się moja siostra Spencer, która głośno szukała jakiejś książki.
- Właśnie zamierzam to sprawdzić. Daj mi spokój. - Odpowiedziałam sennie zakrywając kołdrą głowę. Kompletnie nic mi się nie chciało. Chociaż dalej czułam, że mogę zrobić wszystko. Ale jutro.
- Jak chcesz. Przegapisz lekcje greki. - Próbowała mnie zachęcić do wstania.- Chejron o ciebie pytał...
- Powiedz mu, że źle się czuje.
- A czujesz się źle?
- Nie...
- To jak mam być wiarygodna? Nie mogłabyś poczuć się źle? - Cała Spencer. Jako jedna z nielicznych nie potrafi kłamać. Jest to dosyć dobra cecha, ale nie akurat dzisiaj.
   Westchnęłam głośno.
- Idź już sobie. Jakby ktoś pytał jestem u siebie, jasne? - Zastanowiła się chwilę.
- Jasne.
    Ułożyłam się wygodnie, by po krótkiej chwili wpaść w objęcia Morfeusza.

*

- Zaatakuj ich! Najpierw zabij tę trójkę, a później zabij resztę. - usłyszałam przerażająco znajomy głos.
- Wiesz, że nie mogę. Zabije tylko ich, a ją oszczędzę. Tak będzie lepiej! - głos, o którym chciałam zapomnieć, a jednak moja podświadomość ciągle kazała mi pamietać.
- Kronos nie będzie czekać wiecznie. I tak już swoje wyczekał. Zrób to szybko, to może nie narazisz się zbytnio na jego gniew - uśmiech Johna, który stał nonszalancko podparty o ścianę, każdego wprawiłby w zakłopotanie. - Cicho! - krzyknął nagle. - Ktoś nas obserwuje...
- Przecież tu nikogo nie ma. Moi ludzie stoją na ....
- Cicho idioto. Jakiś heros ma sen - John złapał ze mną kontakt wzrokowy, choć nie jestem pewna czy o tym wiedział. W jego mniemaniu patrzył właśnie w pustkę. 
     Sceneria się zmieniła. Stałam boso na kamiennej posadzce. Wokół lampy paliły się czerwonym płomieniem. Krzyk chłopca rozdarł ciszę. 
- Każ mu się zamknąć.  Ciągle tylko wrzeszczy i wrzeszczy. Niech się cieszy, że żyje. - odezwał się mroczny głos dobiegający z oddali. Na jego rozkaz z jednego z pomieszczeń wybiegł cyklop. Nawet we śnie przeszły mnie ciarki. 
    Postanowiłam pójść za nim. Prowadził przez długie korytarze, pełne portretów osoby ubranej w czarny płaszcz. Każdy obraz wyglądał jak kopia poprzedniego. Zeszliśmy piętro niżej, pod drzwi prowadzące do jedynego pokoju wśród tylu korytarzy.
- Pan każe ci zamknąc jadaczkę. Bo inaczej pożałujesz! - Cyklop wrzasnął na chłopaka skulonego w kącie. Blond włosy opadału mu na czoło, wyglądał na jakieś sześć, może siedem, lat. Twarz miał zakrwawioną, a ręce skrępowane. Oczy spuchły mu od płaczu.
- C-c-cczy moja sio-ostra już je-est? - zapytał cicho.
- Nie. Ale dobrze jej idzie. Ma już jeden z dwóch przedmiotów i zamierza wybrać się po ciebie z nastoletnią hołotą. A teraz cicho tam! - z hukiem zamknął żelazne drzwi, które zupełnie nie pasowały do tutejszego wystroju.

*

- Ej, weź się obudź - Percy delikatnie potrząsał mnie za ramiona. Powrót do rzeczywistości bywa trudny.
- Co? Coś się stało? - Zapytałam zdezorientowana patrząc mu w oczy.
- A świat się jeszcze nie wali, czyli jest stabilnie - uśmiechnął się. - Ty tak cały dzień? - Pokiwałam głową.
- Wypadałoby się ogarnąć - wstałam z łóżka. Gdyby nie Percy wylądowałabym w nim znowu. Nogi pode mną po prostu się ugięły, a świat zawirował.
- Wszystko w porządku? - W jego głosie wyraźnie było słychać troskę.
- Tak. Za szybko wstałam - mało przekonujące, nawet jak dla mnie.
    Chwiejnym krokiem udałam się do łazienki. Zaplotłam włosy w warkocz i zmuszona byłam nałożyć trochę podkładu pod moje oczy, który były przerażająco podkrążone.
- Muszę ci coś opowiedzieć - rzekłam siadając na krześle. Chociaż mój mózg nie pracował na najwyższych obrotach, a czasami miałam wrażenie, że odmówił współpracy, poskładałam pewne fakty. - Miałam sen. I wydaje mi się, że wiem, kto zabrał ci miecz.


***
Jeeej *.* Mam rozdział ;D I to nawet szybko jak na mnie, prawda? :)
Ok. Spisałam sobie wasze propozycje imion i płci i powiem szczerze, że mam nad czym myśleć ^^ Głęboko zastanawiam się nad bliźniętami... No ale zobaczymy ;)
Liczę, że rozdział się podoba.
xoxo ;*
Meggi
    

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 28

** Proszę przeczytać notkę pod postem :D 
     Dziękuję ^^

Oczami Nico 

- Czyli to ty jesteś Chloe..? - Zapytałem niepewnie, kopiąc rozwalony kawałek asfaltu.
- A ty wiesz, że już trzeci raz o to pytasz? - Uśmiechnęła się mrocznie, choć przyjacielsko. Wykapany tatuś. Pomijając przyjacielsko.
- Taaa. - Zastanawiałem się od czego mam zacząć. Powinna być świadoma tego, że jest herosem. W końcu ma siedemnaście lat. Herosom, szczególne z tak pięknie pachnącą półboską krwią, rzadko kiedy udaje się dożyć tak uroczego wieku poza Obozem. Chociaż w Obozie też jest ciężko.
- Jesteś herosem, prawda? - Trochę się denerwowała, ale nie moja wina, że tak wpływam na kobiety. Nawet jeśli to moja siostra. Przyrodnia siostra.
Ok, czyli wie. Nie będzie tak trudno.
- Tak, jestem. Tak samo jak ty. A i zapomniałbym... jestem synem Hadesa. - Bo liczy się dobre pierwsze wrażenie. Chloe stała się jeszcze bardziej biała niż była przed chwilą. A już byłem pewien, że to nie możliwe.
- Chwileczkę... to jesteś moim bratem. A ja twoją siostrą. - Patrzyła na mnie szeroko otwartymi czarnymi oczyma.
- No mniej więcej tak to działa.
- Ale on mi powiedział, że jestem jedyna. Że jestem jedynym dzieckiem Wielkiej Trójki - zawahała się.
- Czekaj, stop. Kobieto, kto ci powiedział? - Podejrzewam, że teraz to ja przypominałem kolorem kredę.
- Ten wasz... Jack - właśnie dowiedziałem się, że można żyć bez oddychania.
     Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Zna Jack'a. Ona zna Jack'a.
     Dryyyyń dryyyyyyyyyyyyyyyyyyyyń
     Mamy winną.


Oczami Jack'a


 - Czekasz na nich? Tutaj? - John znów zaczynał grać w te swoje beznadziejne gierki - Nie wolisz zaatakować pierwszy?
   Minęły dwa dni, a moi żołnierze nie zauważyli jeszcze żadnego, najmniejszego ruchu wokół bazy. Zacząłem zastanawiać się nad swoim planem.
   Przecież był dobry.
- Wiem o czym myślisz. Nawet jeśli na mnie nie patrzysz. Jeśli chcesz prowadzić wojnę, to nie możesz czekać na wroga. To TY chcesz tej wojny, nie oni. - Uśmiechał się, jakby właśnie wygrał na loterii.
- Czy ty kiedykolwiek dasz mi spokój! - warknąłem. Nienawidzę, gdy tak robi.
- Zaskakujesz mnie, braciszku. Miłość już całkiem zasłoniła ci piękne oczka? Masz stosy najlepszej broni, armię i potężną heroskę, o której nikt nie wie. - Patrzył wyczekująco. Postanowiłem przemilczeć wspomnienie o miłości.
- Jest potężna, ale niestety nie najpotężniejsza. - westchnąłem.
- Jeśli nie ona, to kto?
   Zastanowiłem się chwilę. Są dwie takie osoby. Choć jeśli plotki mówią prawdę, nawet trzy.
- Jej brat, Nico. Ma dziesięć razy więcej mocy niż ona. Jest także Percy - jakże nie cierpię tego imienia - ma siłę, lecz za dużą wagę przywiązuje do przyjaciół. Podobno Annabeth... posiadła magię, jakiej nie znasz nawet ty. - Czekałem na jego reakcję.
- Skoro o wiesz, to zrób coś z tym. Czy naprawdę tak trudno jest zabić trójkę herosów? Jeśli to zrobisz, bogini Nike będzie po naszej stronie.
   Plan dobry. I już widzę jego wykonanie. Jest tylko jeden problem.
   A N N A B E T H



***
Miała być jeszcze jedna perspektywa, ale co tam xddd Macie tyle :D
Ok. Mam ogłoszenie.
Piszcie w komentarzach wasze propozycje imion dla następnego bohatera. Mogą być damskie i męskie. Imię, które najbardziej mi się spodoba wykorzystam w dalszych rozdziałach :) Jeśli jednak nie będę mogła się zdecydować, zrobię ankietę i wybierzecie. 
P.S. I zaznaczcie, czy wolelibyście chłopca, czy dziewczynkę ^^
Koniec ogłoszenia xd
Zakładam, że domyślicie się o co chodzi :D
xoxo ;*
Meggi *.*