sobota, 28 czerwca 2014

Post dla wyjątkowej osoby KCKC *.*

A więc jak widać to nie jest kolejny rozdział.
Piszę to tylko i wyłącznie dla jednej osoby - Karoliny.
Tak stara, chodzi o ciebie xd
A więc pokazuję ci kim jest Meggi. Bo Meggi to ja xd Nie chciałam ci mówić, wie o tym tylko Małgosia, dzięki której powstał ten blog. A ja nie lubię się chwalić i nie lubię tłumaczyć, więc ci to piszę :D Tylko na mnie nie krzycz :D I może jak zechcesz to poczytaj moje wypociny *.*
I do poniedziałku na warsztatach <3
A dla tych, co czekają na rozdział to pojawi się jutro ew. w poniedziałek. Miałam dać dzisiaj, ale zasiedziałam się na nudnym festynie -,-
Kocham.
Meggi

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 18 - Planujemy pierwsze starcie

Oczami Percy'ego

  Udaliśmy się na naradę do Wielkiego Domu. W mojej głowie wciąż kołatały się myśli związane z Annabeth i naszym pocałunkiem. Tak za tym tęskniłem. Jak widać nie umiem bez niej długo wytrzymać, co wcale mnie nie dziwi. Przecież znamy się już tyle lat, tak wiele razem przeszliśmy.
  Cały czas przyglądałem się mojej Ann, gdy ta wygłaszała jakąś, chyba ważną, przemowę na temat tej całej wojny. Mojej uwadze nie uszła dziura w koszulce na samym środku brzucha, a do tego jeszcze jej smutny wzrok. Coś musiało się wydarzyć ...
- I co Percy? Zgadzasz się? - Zapytała. Wyrwałem się z zamyślenia i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że kompletnie nie wiem o czym rozmawiamy. Jeżeli zapytam, wyda się, że nie słuchałem. Zrobie tak jak zawsze.
- Tak. Zgadzam się - i liczyłem w duchu, że ta odpowiedź ją usatysfakcjonuje i że nie będę musiał tłumaczyć, na co się zgadzam.
- A więc dobrze. Tworzymy trzy grupy dywersyjne oraz trzy grupy szturmowe. Nie więcej niż dziesięć osób potrzebujemy do grupy rozpoznawczej. Clarisse dowodzisz grupami szturmowymi. Thalia potrzebujemy twoich Łowczyń, będziecie tworzyć grupę specjalną. Przynajmniej po dwóch dzieciaków od Apolla chcę widzieć w każdej grupie. Będą zajmować się rannymi. Wszystko jasne? - Annabeth była zdenerwowana i chyba wściekła. Wyglądała jakby chciała kogoś zabić. Ale muszę przyznać, że jest jeszcze bardziej sexowna, gdy tak stanowczo zarządza innymi.
- Jasne! - Odrzekliśmy chórem.
- A co z wami? - Zapytała Nicole, tak cicho, że ja siedząc obok niej ledwo usłyszałem te słowa. Córka Ateny gwałtownie odwróciła głowę w jej stronę, jakby zastanawiając się kto to mówi.
- Emm... A ty to kto?
- Jestem Nicole. Córka Apolla. Nowa - ostatnie wypowiedziała jeszcze ciszej niż resztę. Chyba bała się Ann.
- Dobrze. A więc my mamy inne zadanie. Ja, Percy i Nico musimy spotkać się z przywódcą Armii Zniszczenia. Natychmiast. I zabieramy ze sobą kamienie. - wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem imię syna Hadesa. On też. Rzuciliśmy obaj zmieszane spojrzenia w kierunku mądralińskiej, ale ona to zignorowała.
- Chcę iść z wami - Nicole aż wstała przewracając przy tym krzesło. Powiedziała to stanowczo i tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wiedziałem, że na królowej mądrości i strategii nie zrobiło to wrażenia. Musiałem zareagować, czułem, że Nicole nam się przyda.
- Niech idzie, przyda się. Zobaczysz - nie chciałem, żeby wyszło jakoś dziwnie. Że niby narażam nową, niedoświadczoną obozowiczkę na śmiertelne zagrożenie. Chociaż z tego, co wiem to ona nie może zginąć. Wytrzymałem zabójcze spojrzenie Annabeth. A to nie było łatwe. Już lepiej mierzyć się wzrokiem z bazyliszkiem.
- Ufam ci Percy. Ale ja za nią nie odpowiadam. Nie chcę zamartwiać się kolejną stratą - ugryzła się w język.  Już żałowała tych słów. Nico gwałtwonie popatrzył w jej stronę i widziałem żal w jego oczach.
- Kolejną? - Rzuciła Thalia to, co wszystkim cisnęło się na usta. Minęła dłuższa chwila za nim odpowiedziała. Zdążyła napisać coś na małej karteczce i zgnieść w ręce.
- Nie chcę o tym mówić - miała łzy w oczach - Przepraszam, wychodzę - ruszyła w stronę drzwi. W porę złapałem ją za rękę i obróciłem w swoją stronę. Zaczęła się szarpać. Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Nico położył rękę na moim ramieniu.
- Daj je spokój stary - rozluźniłem uścisk, a ona wsadziła mi do dłoni zgniecioną wcześniej karteczkę i wybiegła z pokoju. Nico za nią.
   Otworzyłem papierek: " Spotkajmy się u ciebie za godzinę."
    Bez słowa ruszyłem w stronę domku numer trzy.

Oczami Nicole

  Nikt nie powiedział ani słowa od wyjścia trojga grupowych. Wszyscy zebrali tylko swoje rzeczy i wyszli. Zrobiłam to samo.
  Odetchnęłam z ulgą na samą myśl, że wyruszę na misję. Na tę misję. Tę, dzięki której odzyskam brata. W każdym razie tak powiedziały mi głosy. One często mówią mi różne rzeczy. W snach, na spacerze, w parku. Wiem, że nie powinnam im wierzyć, bo pewnie mnie wykorzystują. Ale wiem też, że inaczej nie odzyskam małego Colina.
  Szłam spokojnie w stronę domku Apolla. Słońce delikatnie muskało choryzont. Obozowicze udali się do domków, aby przygotować się na kolację. Prawie nikogo nie było na zewnątrz.
  Nagle usłyszałam rozmawiające dziewczyny.
- ... powiem komu trzeba jeśli się nie wycofasz! Wiesz, że jestem do tego zdolna!
- Wiem i chyba trzeba będzie coś temu zaradzić, nie sądzisz? - Z krzaków wydobył się dźwięk wyjmowanego miecza. Niebo się zachmurzyło i wystrzelił z niego piorun.
- Nie groź mi, misiu. Nie wycofam się, a po całej akcji nikt nie będzie mnie podejrzewał. Ale pamiętasz, że jeśli komuś powiesz, to źle się dla nich skończy, prawda? - Przywarłam do najbliższej ściany czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- Jeśli znajdę wyjście z tej sytuacji, pożałujesz, że się urodziłaś. Przysięgam na Styks! - Kolejny piorun rozdarł niebo. - A teraz wybacz, nie chcę tracić więcej czasu na osoby takie jak ty!
  Obie wyszły z krzaków. Jedna udała się na plażę, a druga pobiegła w stronę lasu. Nie widziałam ich twarzy. Ale tę przerażającą tarczę rozpoznam wszędzie.


***
Jest <3 Dłuższy rozdział ;* Dwa rozdziały w dwa dni :D Huehuehue *.*
Jest intryga, są nowe tajemnice. Ja tam się cieszę :D
Dodałam wczoraj, po prawej stronie, link do aska i spis treści. Dumna jestem z siebie :D
Dziękuję bardzo za te miłe słowa pod poprzednim rozdziałem. Podniosły mnie na duchu i zmotywowały do napisania tego rozdziału <3
Kocham was.
Zapraszam na tego wspaniałego bloga:
http://percy-jackson-dalsze-losy.blogspot.com/
  Dzisiaj meczyk Polska:Brazylia :D Kibicujemy <3
xoxo ;*
Meggi

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 17 - Poznajemy uczucia

Oczami Annabeth

   Stałam i gapiłam się na przyjaciół. Nico robił dokładnie to samo.
- Ej, w porządku? - Percy mną potrząsnął, a ja wróciłam na ziemię.
- Tak, jasne. Tylko... Nie mam pojęcia jak my się tu dostaliśmy - odpowiedziałam rozglądając się. Większość obozu już się zleciała, żeby zobaczyć, co się dzieje. W oddali było słychać stukot kopyt. Chejron zaraz tu będzie.
- Ja też nie. Po prostu staliśmy tu, a nagle wy jakby wyrastacie z ziemi. Dosłownie - Percy dziwnie mi się przyglądał, pewnie dlatego, że jeszcze miałam na twarzy rumieniec, po wylądowaniu na klacie Nico.
Ale muszę przyznać, że stęskniłam się za synem Posejdona. I to bardzo. Nie zastanawiając się dłużej podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach gorący pocałunek. Nie spodziewał się tego, ale złapał mnie w talii i przyciągnął bliżej. Usłyszałam głośny oddech Nico za plecami. Pół obozu zrobiło głośne "oooo", a gdy Chejron odchrząknął znacząco oderwaliśmy się od siebie. Z jeszcze większym rumieńcem na policzkach podniosłam z trawy kamienie i, odgarniając włosy  z czoła, powiedziałam:
- Musimy porozmawiać.
- O czym? - Zapytała Thalia, a ja dopiero wtedy zobaczyłam stojącą obok niej blondynkę.
- O wojnie.

Oczami Jack'a

- Jakie rozkazy, panie?
- Przenosimy swoje kwatery durnie! Bo spartoliliście swoją robotę! - Wrzasnął John.
- Bracie, pewien jestem, że on mówił do mnie. A ty się uspokój. Więc, zostańcie na swoich stanowiskach. Zarządź dodatkowe patrole i dopóki JA nie powiem, że macie się przenosić to wasze tyłki są tam, gdzie teraz. Jasne? - Wytrzymałem nerwowe spojrzenie Johna. Odkąd dowiedział się, że Percy Jackson został zgładzony z mojej ręki ogarnęła go zazdrość. A jak zobaczył, że zraniła mnie Thalia wydaje mu się, że jest panem i władcą. Nie mogliśmy sobie pozwolić na pochopne decyzje.
- Co ty wyprawiasz? - Spytał mój brat, gdy szeregowiec opuścił pomieszczenie.
- Wydaję rozkazy. Jak na razie nie mamy dokąd przenieść naszych oddziałów, nasz szpieg jeszcze nie podał nam informacji o jakichkolwiek podjętych działaniach wojennych ze strony herosów, więc nie ma potrzeby denerwować się. Percy Jackson został zabity, a oni nie mają teraz żadnego przywódcy. Nie zagrażają nam. - wyjaśniłem bratu. Bo niby kto ma pokierować obozem? Syn boga mórz raczej nie. Córka Aresa, no proszę, ona nie da rady. A moja ukochana... No właśnie, nie ma jej. Na samą myśl o niej zrobiło mi się słabo. John wyczuł tę słabość i rzucił:
- Myślisz o niej, prawda? - I nie był to gniewny ton, a raczej zatroskany, braterski.
- Zawsze - popatrzyłem mu krótko w oczy. Nie dostrzegłem żadnych emocji. Żadnych. - Muszę już iść - Ręką wskazał, że nie ma zastrzeżeń. Udałem się chwiejnym krokiem do gabinetu.
   Otworzyłem drzwi i do moich nozdrzy trafił słodki zapach JEJ perfum. Moje oczy ujrzały JEJ piękne zdjęcie. Usiadłem przy biurku i zacząłem zastanawiać się, dlaczego tak bardzo ją kocham. Bo jest mądra. Bo swoją wiedzą i strategią przyćmiewa nawet mnie. Bo jej uroda jest oszałamiająca. Brązowe loki opadające na ramiona, szare oczy wpatrujące się z taką ciekawością. Słodkie usta, których smak pamiętam do teraz. Delikatne, lecz zdecydowane ruchy. Łączy w sobie damę i wojowniczkę. A to połączenie jest wybuchowe. I marzę o tym dniu, w którym będę mógł spojrzeć w jej oczy i nie zobaczę tam nienawiści. Marzę,  by wreszcie pokochała mnie choć w połowie tak, jak ja kocham ją.


***
Ej to by było na tyle. Jezu, nie bijcie. Wiem, że krótki i totalnie beznadziejny ale jestem  takim momencie swojej twórczości, że muszę dodać taki beznadziejny rozdział xddd Jak zbiorę się w sobie to dodam jeszcze jeden nawet jutro, ale ten musiałam dodać. To takie przełamanie :D
A więc mam nadzieję, że nie będziecie źli. Jest perspektywa Jack'a, z której dosyć się cieszę, bo trochę się teraz pożali, a potem będzie ok :)
Komentujcie, nawet jak nie macie nic miłego do powiedzenia ;c

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 16 - strata i powrót

Oczami Percy'ego

Coś twardego wbijało mi się w plecy. Otworzyłem oczy. Leżałem na drewnianej ławce w parku, obok mnie, na trawie, siedziały dziewczyny. Były roztrzęsione i zamyślone, zwłaszcza Nicole.
- Ekhem - odchrząknąłem. Wszystkie trzy momentalnie zerwały się na równe nogi i otoczyły mnie.
- Masz szczęście, że żyjesz, Jackson, bo inaczej bym cię zabiła - Clarisse uśmiechnęła się do mnie, co było bardzo dziwne. Najwyraźniej odetchnęła z ulgą, że jeszcze będzie miała szanse na urwanie mi głowy i nadzianie jej na swoją włócznię.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Jasne?! - Thalia rzuciła mi się na szyję i szepnęła do ucha - Nie możesz nas zostawić. - Odciągnęła ją Nicole, która nieśmiało powiedziała:
- Spokojnie dziewczyny, dajcie mu odetchnąć. - Popatrzyłem na nią i zacząłem sobie przypominać sceny z hotelu.
- To ty mnie uratowałaś, prawda? - zapytałem.
- Ta-ak - chyba ją przestraszyłem.
- Ale jak? - odpowiedziała dopiero po jakiś dziesięciu sekundach milczenia.
- Bo ja mam taki dar, podobno to błogosławieństwo Apolla. Wiecie, nie doznaje obrażeń, no w sumie doznaje, ale od razu je leczę. I mogę też wyleczyć innych. Wyleczyć.. nie uzdrowić. Miałeś szczęście.
   Nikt nic nie powiedział, głównie dlatego, że Nicole nie wyglądała na chętną do rozmów. Podniosłem się z ławki i zacząłem obmyślać jakiś plan.
- Jackson, zwinęłam im jakieś mapy. Weź to obczaj, wydaje się, że to ważne - Clarisse rzuciła we mnie zawiniętymi kartkami papieru. Rozwinąłem je i ujrzałem rozwiązanie naszych problemów.
- Dziewczyny! To są oznaczone budynki w całym Nowym Yorku, gdzie Jack ma rozmieszczonych swoich ludzi! Trzeba tam pójść i ich rozwalić! - No dobra, może nie pójdziemy tam sami, ale trzeba cośc zrobić.
- Potrzebne nam wsparcie, czyli kierunek Obóz Herosów - podsumowała Thalia.

Oczami Annabeth

Obudziłam się tam, gdzie zasnęłam. Na skalnej półce. Obok mnie siedział Nico w stanie gotowości do walki. Podniosłam się delikatnie i złapałam go za ramię. Aż podskoczył ze strachu wyciągając przy okazji swój miecz ze stygijskiego żelaza i mierząc nim w moją stronę. Podniosłam ręcę w geście kapitulacji i zaśmiałam się.
-Przepraszam, moja wina - Nico uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
- Jak dobrze, że żyjesz. I to ja przepraszam, no wiesz. Nie mogłem nic innego zrobić... - Nie patrzył mi w oczy, było mu głupio.
- Ale, co zrobiłeś, oprócz tego, że mnie uzdrowiłeś? - Zapytałam podnosząc mu głowę rękoma tak, żeby spojrzał na mnie.
- Hm... no.. bo... włócznia tego potwora, była zatruta... a trafił cię w brzuch.. Rozumiesz? Nie każ mi tego mówić - Z jego oczu wyczytałam smutek i potowrny ból. Póściłam go, gdy doszło do mnie to, co powiedział. Złapałam za swój brzuch. Znów był płaski. Podniosłam koszulkę do góry zapominając, że Nico tu siedzi, co jemu się nawet spodobało i ujrzałam dosyć szeroką bliznę wielkości grotu włóczni. Siedziałam jak wryta, nie mogłam tego zrozumieć. Łzy spłynęły mi po policzkach. Syn Hadesa przytulił mnie do siebie, a ja z wdzięczności zmoczyłam mu łzami koszulkę. I w tym momencie zrozumiałam coś jeszcze - przepowiednię.
-"Dziecię Ateny utraci swój cud" - wyszeptalam. Nico odsunął mnie od siebie i z zaskoczeniem zapytał:
-Co?
- Tak było w przepowiedni. Tak miało być. Jakiś głos powiedział mi to samo, że nie jest mi dane cieszenie się tym cudem. Teraz rozumiem - uspokoiłam się nieco, choć dalej bolała mnie strata dziecka. Już nawet wyobrażałam sobie jak je wychowuję... - Musimy iść, czas ucieka. - Wstałam , otarłam łzy i ruszyłam w stronę bramy.
- A właściwie, co chcesz zrobić? - Zapytał Nico, który próbował mnie dogonić.
- Wziąć kamienie.
- A dalej?
- Dalej, to zobaczymy - zaskoczyłam syna Hadesa. Chyba spodziewał się, że będę miała jakiś genialny plan.
   Przeszliśmy przez bramę, nic się nie wydarzyło. Ruszyliśmy dalej w głąb tunelu, na którego końcu widniał słaby blask tłumiony raz za razem czymś ciemnym. Dobry znak.
- Dziwnie się czuję, jak nie ma tu żadnego potwora - stwierdził mój towarzysz. Pokiwałam twierdząco głową. Już wolałabym jakąś walkę, niż wieczne oczekiwanie, aż coś na ciebie wyskoczy.
  Droga korytarzem minęła szybko, Nico zapalał pochodnie, a ja rozglądałam sie nerwowo. Kamienne ściany wyglądały zupełnie tak jak na początku naszej wyprawy, powietrze pachniało podobną stęchlizną. Nic nie wskazywało na to, że zaraz znajdziemy "broń", która pomoże nam pokonać Kronosa.
  Wreszcie dotarliśmy do komnaty wypełnionej po brzegi złotem. Złote monety, złote kielichy, złote naszyjniki. Aż oczy bolały.
- To pewnie dary - szepnęłam sama do siebie. Pośrodku tego wszystkiego wyłaniał się czarno-biały piedestał, na jego szczycie jaśniały dwa kamienie.
- O tak! Mamy to. - Nico odetchnął na widok naszego celu. Miał już dosyć, że mimo siedzenia pod ziemią nie może używać swoich czarów.
  Podeszłam do piedestału, ale najpierw rozejrzałam się dookoła czekając na jakiś atak. "Nic cię nie zaatakuje. To twoje przeznaczenie." Rozległ się kobiecy głos.
- Słyszałeś?
- Tak. I wierzę temu ktokolwiek to powiedział. Więc bierz i idziemy - Syn Hadesa przechodził z nogi na nogę, chciał już wracać. Szczerze, ja też.
  Wcale sie nie uspokoiłam. Potrzebowałam wsparcia. Chwyciłam Nico za rękę i dopiero wtedy mogłam wziąć kamienie. Wzięłam oba w dłoń i czekałam na cokolwiek. Naprawdę na cokolwiek. Nic się nie wydarzyło. Poczułam tylko ich moc. Biały aż palił mnie w skórę, a czarny prawie zamrażał. Cofnęłam się w stronę, z której przyszliśmy. Gdy nagle świat mi się zachwiał, ściany komnaty zaczęły się zbliżać. Niespokojnie obróciłam się w stronę Nico, dalej trzymając go dalej za rękę. Nie zdążyłam wypowiedzieć słowa, a sceneria sie zmieniła. Coś jakby potężny wiatr przewrócił nas na ziemię, tak, że wylądowalismy na sobie, a kamienie między nami. Jęknęłam, gdy znany głos otrzeźwił mój umysł.
- Annabeth? Nico? - Syn Hadesa zrzucił mnie z siebie jednym ruchem, po czym oboje zaczęliśmy wgapiać się na stojącą nad nami grupkę.
 - Bogowie, wy żyjecie! - Percy pomógł mi wstać.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytałam wciąż nie mogąc uwierzyć, że widzę go na własne oczy.
- No jak to gdzie? W Obozie Herosów.

***
Huehuehue *.* A niech już się spotkają. W końcu oboje przeżyli <3 Od razu przepraszam za literówki, szybko piszę, bo muszę ogarnąc swój pokój przed meczem, bo nie obejrzę ;c Grrrr.
Ale chyba nie jest źle :D Ogólnie z rozdziałem..? Co nie x ddd
Za jakieś 3 rozdziały będzie perspektywa Jack'a, chyba, że zmieni mi się koncepcja to dam wczesniej.
I zapraszam na te blogi:
http://percy-x-annabeth.blogspot.com/
http://percy-j-story.blogspot.com/
http://dalsze-losy-herosow.blogspot.com/
A ludzie - niedługo będzie już 9 tysiecy wyświetleń <3 Dziękuję wam *.*
KOMENTUJEMY MISIE <3
Meggi *.*

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 15 - walka ze śmiercią

Oczami Percy'ego

  Ogarnęła mnie fala paniki, ale od razu się opanowałem. Nie mogłem dać po sobie poznać, że nie mam pojęcia, co teraz robić, bo inni też mogliby zacząć panikować. Popatrzyłem w oczy Jack'owi. Oprócz zła, wrogości, nienawiści dostrzegłem również ogromny ból i smutek. Uświadomiłem sobie, że on kocha Annabeth i nie może znieść tego, że nie ma jej u jego boku. Mój strach przemienił się w niekontrolowaną agresję. Czyli tak czuje się ktoś zazdrosny...
- Wiem, po co przyszliście - powiedział Jack - I wam się to nie uda.
- Nie bądź taki pewny, wystarczy, że cię zabiję - w tej oto chwili mógłbym dostać nagrodę za największe ADHD roku. Agresja zwyciężyła. Bez namysłu rzuciłem się na kolesia, który we wcześniejszej walce o mało nie zabił i mnie, i moich przyjaciół.
 Ciąłem mieczem jak automat. W lewo, w prawo, unik. Ale Jack był zdecydowanie lepszy, przewidywał każdy mój ruch, nie dawał się zaskoczyć. Był prawie tak dobry jak Luke. A ja miałem doświadczenie w walce z Lukiem.
  Thalia i Nicole stały z boku i przyglądały się walce. Ostrzegłem je, żeby się nie wtrącały. Ta walka przybrała zbyt osobisty charakter. Clarisse poszła na obchód, żeby pozabijać paru wrogów.
  Po paru minutach uderzania mieczy Jack przyspieszył akcję. Zaczął szybciej i mocniej napierać, teraz to on przejął pałeczkę. Siły mi opadły, ale wiedziałem, że mogę liczyć na wodę. Uniosłem rękę na chwilę się dekoncentrując i to był mój błąd. Nie byłem na tyle silny, żeby woda od razu usłyszała moje wołanie. Jack sprytnie to wykorzystał. Jego zimna klinga przebiła na wylot moją klatkę piersiową. Wydałem z siebie zduszony jęk i padłem jak długi na dywan. Doszły mnie jeszcze krzyki dziewczyn: "Nie!! Percy!!", "O bogowie! Nie, to nie prawda.."
  Wróg pochylił się nade mną i szepnął
- Może to i lepiej, że zginiesz. Nie będziesz musiał oglądać, jak twoja ukochana wychowuje moje dziecko - ochota, żeby złapać go za gardło i udusić była nie do odparcia, ale zabrakło mi sił. Nie ma to jak przed śmiercią dowiedzieć się, że Annabeth jest w ciąży.
  Pogodziłem się z tym, że umieram. Nie walczyłem .Czekałem. Thalia była zalana łzami, a Nicole chyba po raz pierwszy widziała kogoś umierającego. Jej przerażenie było nie do opisania.
- Ty podła kanalio!Nienawidzę cię jeszcze bardziej niż wcześniej! - Łowczyni rzuciła się na Jack'a, co go ewidentnie zaskoczyło. Nie był przygotowany, nie miał miecza. Egida wprawiła go w jeszcze większe osłupienie. Thalia nie zastanawiała się, co robi. Walnęła go z całej siły tarczą, przebiła udo mieczem. Krzyk uniósł się w powietrzu, a zaraz po nim następny, gdy Jack oberwał w brzuch. I już by było po nim, gdyby nie rozpłynął się w powietrzu. Dosłownie. Wiedziałem, że to robota Johna. On zna się na magii.
  Clarisse słysząc krzyki wróciła, aby sprawdzić, co się dzieje. Byłem pewny, że ucieszy się jak zobaczy, że umieram. Tak bardzo się myliłem. Padła na kolana i złapała mnie za rękę.
- Ej Jackson, weź nie umieraj. To ja miałam cię zabić - jeszcze chwila i uroniła by łzę. Dobrze, że na czas oprzytomniała Nicole.
- Odsuńcie się. Pomogę.

Oczami Annabeth

Zatrzymaliśmy się przy czarno-białej bramie.
- To czego szukacie jest tam - jedna z służących wskazała palcem wrota - Idźcie, a znajdziecie.
Odwróciła się od nas i pobiegła z powrotem zamku. Czyli zostaliśmy sami.
Nico podszedł do bramy i energicznie ją popchnął. Nic, zero. Podeszłam, aby znaleźć jakiś otwór na klucze. Nic, zero.
- Czy masz może jakiś pomysł, jak się tam dostać? - Nico bezradnie usiadł przy wejściu.
- Chyba mam - odpowiedziałam zaskakując go.
Szczerze to miałam przeczucie nie pomysł. Ostatnio często mi się to zdarza. Tylko dotknęłam bramy, a ona zaskrzypiała i otworzyła się ukazując zielonożółtego, ogromnego potwora. Tego się nie spodziewałam.
- Nico, miecz! - Tyle udało mi się powiedzieć, zanim bestia natarła na mnie z potężną siłą. Odleciałam kilka metrów w tył uderzając plecami o skały.
- Annabeth! - Wrzasnął patrząc, czy żyję. Machnęłam ręką, a on zwrócił swoją uwagę na potwora. - Giń, giń, giń! - Zaczął wbijać w niego miecz. Raz po razie. Nie zauważył nawet, że to nic nie daje. Skóra tej pokraki była mocniejsza niż zbroja. Zielonkawy ani trochę nie interesował się Nico. Wbił swoje przeraźliwie żółte ślepia we mnie i nie zamierzał odpuścić. Odrzucił syna Hadesa na skalną półkę i ruszył w moim kierunku z włócznią w górze. Wyciągnęłam sztylet i czekałam.
  Z ciążowym brzuchem ciężko się walczyło. Byłam dużo wolniejsza, słabsza i nie myślałam jasno. Zauważyłam jednak, że ilekroć moja broń zagłębi się w ciało stwora leci z niego śluz. Dobry znak. Czyli tylko ja mogę go pokonać. Postawiłam na taktykę, którą nauczyłam się od Clarisse. Zacisnęłam rękę na sztylecie, uskoczyłam w prawo przed ciosem i wśliznęłam się pod potwora. Przejechałam ostrzem po nodze gadziny i szybko wyskoczyłam, żeby mnie nie przygniótł. Ku mojemu zadowoleniu potwór runął do przodu łapiąc się za ranę. Wykorzystałam jego chwilę słabości wskakując mu na plecy i jak profesjonalny zabójca poderżnęłam mu gardło. Zeszłam z niego, aby sprawdzić, czy na pewno nie żyje. To był błąd. Ostatkiem sił zielonkawy wyciągnął włócznię przed siebie wbijając mi ją prosto w brzuch, a potem padł. Ja zrobiłam to samo.
  Nico podbiegł do mnie i zbadał szybko sytuację. Wziął mnie na ręce, rozejrzał się gorączkowo i zaniósł moje opadające z sił ciało na najbliższy kamienny stół. Rana tak strasznie bolała, nie mogłam tłumić krzyku. Mimo słów otuchy Nico, ciągle krzyczałam. Wiłam się z bólu, ściskałam jego rękę. Chłopak popatrzył na mnie ze smutkiem i rzekł: "φαντάσματα του Κόσμου* w pełni świadomie korzystam z Czarnej Magii." I zaczął recytować słowa po grecku. Mało, co zrozumiałam, ale już same urywki brzmiały przerażająco. Rana zaczęła boleć jeszcze bardziej, a ja krzyczałam coraz głośniej prosząc, aby przestał. Byłam bliska oszalenia z bólu, ale na szczęście przerwały się agonie i straciłam świadomość. Ostatnie, co usłyszałam to donośne słowa Nico: "Przepraszam, nie mogłem nic innego zrobić".

* "φαντάσματα του Κόσμου - Duchy Podziemi

***
Huraaa :D Jest rozdział, trochę brutalny, ale ostatnio jestem agresywna x dd. Za dużo gier, oj za dużo.
Haha. No właśnie. Siedzę sobie jakoś w tamtym tygodniu na geografii i pan takim czerwonym laserem na mapie różne rzeczy pokazywał. I tak nagle tan laser się na mnie znalazł, a ja z gier przyzwyczajona, więc w panikę wpadłam i tak się zerwałam, że koleżanka z ławki mało ze śmiechu się nie przewróciła xddd Historia życia :D
Czy ktoś może coś ogarnia z tego, co wyprawiam w rozdziale?  Żeby nie było to Nico zna różne zaklęcia z jakiejś tam Księgi Zakazanej i je stosuje. Czarna Magia <3
Komentujemy <3