Dzień dobry, cześć i czołem :) Podziękujcie Vittori, której dzisiejsze słowa zadziałały jak kubeł zimnej wody. I już minutę po ich przeczytaniu byłam w trakcie pisania rozdziału. Chyba właśnie takiego kopa potrzebowałam.
Miłego czytania ^^
Oczami Percy'ego
Obrazy walki szybko
przelatywały mi przed oczami. Co chwila ktoś wydawał z siebie
rozmaite, dziwne odgłosy, które miały pomóc pokonać
nieprzyjaciela. Ale ten odgłos, z pozoru cichy i delikatny,
zatrzymał na chwilę czas. Ostatnie tchnienie życia Nicole było
początkiem końca tej wojny.
- Nie! - wrzasnąłem
zdzierając sobie gardło. Widziałęm całą tę scenę. Nico
opadającego z hukiem na ziemię, Thalię próbującą podnieść się
po potężnym uderzeniu, pioruny ciskane w stronę Kronosa oraz
Nicole. Tak bardzo chciała odpokutować swoje winy, że postanowiła
zaatakować. Zapłaciła za to własnym życiem. - Ty! - zwróciłem
swój gniew w stronę Kronosa. Byłem pewien, że wszysto dzieje się
w zwolnionym tempie.
- Do mnie mówisz nędzny
herosku? - zaśmiał się złowieszczo ukazując rzędy nadpsutych
zębów. Obrócił się od Nicole, jakby nic nie znaczyła, jakby
była marnym pyłkiem.
- Tak, do ciebie chory
potworze. Zabiłeś ją! - krzyczałem rzucając się na tytana.
Powiem to od razu, niewiele wtedy myślałem. Plan rodził się w
mojej głowie na bieżąco. Orkan lśnił w mojej dłoni gotowy by
zadać cios. Kronos pozbawiony był swojej jedynej broni, a Annabeth
postarała się by teren w okół nas był oczyszczony z innych
chcących mojej śmierci. Zakapturzone postaci robiły, co w ich
mocy, aby nas chronić. Jestem pewien, że to wszystko trwało może
pięć sekund, ale zdążyłem przez ten czas obmyślić przynajmniej
dziesięć scenariuszy na to, co może się wydarzyć. Wybrałem
opcję numer dwa.
Z prawej strony klatki
piersiowej tytana pozostała dziura po strzale Nicole. O dziwo, i
dziękuję za to bogom, nie leczyła się. To była moja szansa.
Musiałem precyzyjnie wymierzyć cios, miałem tylko jedną szansę.
Jeśli nie udałoby mi się jej wykorzystać, mogłem spokojnie sam
wykopać sobie grób i się w nim położyć. Natarłem z całej siły
krzycząc, jak mi się wydawało "zgiiiń', ale równie dobrze
mogło to być "zgiiinę".
Teraz wydarzenia nabrały
tempa. Jednym zgrabnym ruchem wbiłem miecz w ranę Kronosa słysząc
jego zapierający dech w piersiach wrzask. Ślina z jego wielkiej
paszczy wylądowała na mojej zbroi. W innych okloicznościach może
bym się tym przejął. Teraz byłem zbyt zajęty swoim wrzaskiem,
który stworzył jedność z poprzednim i niósł się echem, aż po
krańce lasu. Sterczący w ranie Kronosa Orkan nagrzał się do
granic możliwości parząc moją dłoń. Nie miałem wyjścia,
musiałem go puścić. Jednocześnie poczułem piekący ból w lewym
udzie. Poprawka: przeraźliwie piekący ból. Spostrzegłem wystającą
strzałę z mojej nogi. Pierwsze, co pomyślałem, i wcale nie jestem
z tego dumny, to "wcześniej jej tam nie było". Dopiero po
chwili dotarło do mnie, że zostałem postrzelony.
Kronos próbował wyciągnąć
miecz z klatki piersiowej, ale jego ciepło skutecznie mu to
uniemożliwiało. Ranił się jeszcze bardziej próbując walczyć o
życie. Kątem oka dostrzegłem, że Chloe pomaga ponieść się
ledwo dyszącemu bratu. U mojego boku błyskawicznie pojawiła się
Thalia w pełnej gotowości do dalszej walki.
Oczami Nico
Chloe pomogła mi wstać.
Szybko rozejrzałem się po polu bitwy, aby mieć pełne rozeznanie w
sytuacji. Jednak to, co ujrzałem przeszło moje najśmielsze
oczekiwnia. Widziałem konającego Kronosa. Dyszał ciężko próbując
pozbyć się wystającego z jego klatki piersiowej miecza.
Wiedziałem, że teraz mamy szansę.
- Chloe, nadeszła nasza
kolej – podniosłem swój miecz, stanąłem pewniej na nogach oraz
wziąłem głęboki oddech licząc na wsparcie ojca.
- O czym ty mówisz? -
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Kronos umiera. Jest
tytanem, więc w jego wypadku śmierć wygląda inaczej. Jesteśmy
dziećmi Hadesa. Musimy skupić swoją moc, aby trafił do Tartaru.
Dzięki temu nie będzie mógł tak łatwo wrócić z powrotem. -
Słowa leciały ze mnie jak z karabinu. Wcześniej nie miałem
pojęcia o swojej roli w tej wojnie, ani o roli Chloe. Dopiero widząc
duszę Kronosa wijącą się między światami zrozumiałem, co
musmiy zrobić.
Pociągnąłem Chloe za
rękę. Była w szoku, bała się. Czułem to doskonale. Rzuciłem w
jej kierunku pokrzepiające spojrzenie. Odwzajemniła się bladym
uśmiechem.
- Ja nie wiem, co robić –
powiedziała łamiącym się głosem.
- Musisz skupić całą
swoją moc na jednym punkcie. Na Kronosie. - próbowałem przypomnieć
sobie uczucie towarzyszące mi przy korzystaniu z mocy. - Oczyść
myśli, uspokój się i myśl tylko o nim. Będzie dobrze –
ostatnie zdanie wypowiedziałem raczej sam do siebie.
Chwilę później
znaleźliśmy się przy Percy'm. Był ranny. Z jego nogi
niebezpiecznie szybko sączyła się krew. Thalia pomagała mu wstać
jednocześnie starając się zabić dwóch nieprzyjaciół, którzy
przedarli się przez zabezpieczenia Annabeth. Napotkałem wzrok
Thalii. Wyrażenie "spiorunowała mnie wzrokiem" w jej
przypadku nabiera zupełnie innego znaczenia.
- Teraz Chloe. Uda nam się
– ścisnąłem jej dłoń. Podeszliśmy do Kronosa, opadał z sił,
nie był już nawet zdolny do walki. Nawet w ostatnich chwilach życia
uśmiechał się z pogardą i wyższością. Uklękliśmy
dotykając dłońmi gruntu. Zamknąłem oczy. Myślałem tylko o tym,
jak bardzo nienawidzę tego typa i jak bardzo pragnę by już nigdy
nie wydostał się z Tartaru. Poczułem, że myśli Chloe są
identyczne. Nasza moc spływała na Pana Czasu w błyskawicznym
tempie. Pochłanialiśmy jego duszę. Ale nie tak dosłownie.
Staliśmy się przewodnikami w doprowadzeniu jej do Tartaru. Byłem
tak skupiony, że ledwo dochodziły do mnie jego krzyki i zawodzenie.
Chwilę później ucichły całkowicie. W głowie usłyszałem słowa
ojca ''dobra robota synu, resztę zostaw mnie".
Otworzyłem oczy.
- Nico, udało nam się –
Chloe rzuciła mi się na szyję z radości.
- Nie cieszcie się zbyt
szybko – perlisty śmiech sprawił, że odskoczyliśmy od siebie
jak oparzeni.
Przed nami zmaterializował
się Jack.
***
A więc witajcie. Po dłuuuuuugiej przerwie. Wiem, wiem. Nie bijcie mnie >.< Żyję, może to kogoś zaskoczy, ale żyję
Nie mam żadnego wytłumaczenia dla mojej nieobecności. Chyba po prostu się pogubiłam i potrzebowałam przerwy, żeby ... sama nie wiem, co. Odetchnąć? Pozbierać myśli? Naprawdę nie wiem.
Muszę wrócić do czytania Waszych blogów, bo straaasznie dużo mnie ominęło! Błagam wpiszcie w komentarzu linki do waszych blogów (jak czyściłam historię przeglądarki to się wszystkie zapisy usunęły i mi się po prostu linki blogów pogubiły xdd Mózg informatyczny xd) Obiecuję, że odwiedzę wszystkie blogi i nadrobię :D
Cieszę się pisząc tego posta * pożera Kinderki i zaciesza mordkę*
I błagam nie krzyczcie na mnie xddd
To tyle ^^
xoxo ;*