John jednym zwinnym ruchem podniósł ją z podłogi i przytrzymał blisko siebie, jak na jakimś filmie akcji. Nie zdążyłem mrugnąć, a Ann już miała przy głowie pistolet. Była jeszcze w szoku po nieudanym skoku, nie zrozumiała, co się wydarzyło. Dopiero po chwili odzyskała zdrowy rozsądek. Zaczęła się szarpać, wyrywać, krzyczeć, żeby ją puścił, że jest totalnym palantem. Jak dla mnie za dużo słów. Zadziałałem impulsywnie, wyciągnąłem z kieszeni Orkana i ruszyłem z odsieczą. Tylko to mogłem zrobić.
Przede mną pojawiły się dwie harpie. Wyrosły jakby z posadzki! Zdezorientowany i zaskoczony nowymi przeciwniczkami zupełnie zapomniałem o jakiejkolwiek technice. Ciąłem mieczem na chybił-trafił. To był duży błąd. Harpie nie czekając aż chociaż trochę ogarnę sytuację, rzuciły się na mnie z pazurami. Poczułem przeszywający ból prawego ramienia. Krew polała się strużką po koszuli, zmieniając jej kolor na soczystą czerwień. Nie ugiąłem się, przyjąłem postawę gotowego do każdej walki i ruszyłem na tę, która stała bliżej. Cios w plecy okazał się niecelny, więc poprawiłem go celując prosto w klatkę piersiową, wysyłając poległą do Tartaru. Z drugą poszło zdecydowanie prościej. Spokojna szarża, kilka zastraszeń i perfekcyjne przebicie lewego boku. W ślad za koleżanką powędrowała do Tartaru. Zwróciłem się w stronę Johna, który nawet nie ruszył się z miejsca, był zaskoczony wynikiem walki, ale radowała go cała sytuacja.
- Jeden krok i strzelę. Uwierz mi chłopczyku, nie zawaham się - stałem, obserwowałem, myślałem. Nie zaryzykuję. Opanowała mnie niemoc. "Rusz głową imbecylu". Takich ćwiczeń nie było w obozie.
Nachylił się i szepnął coś do ucha Annabeth. Mogę się założyć, że to nic entuzjastycznego, gdyż łzy zaczęly napływać jej do oczu.
- Nie możesz, słyszysz?! Nie! Ja...ja... zrobię, co zechcesz. Tylko proszę, nie .... - krzyczała przez łzy, których już dłużej nie była w stanie opanować.
- Czekaj, Ann. Nie słuchaj go! Będzie dobrze, obiecuję - najgorsze słowa jakie mogłem wypowiedzieć. Cóż, nigdy nie byłem zbyt dobry w pocieszaniu. Można by rzec, że jestem w tym fatalny. Sytuacja też była fatalna.
- Och, John. Przestań wprowadzać tę całą dramaturgię. Przepraszam za niego, od zawsze tak ma - Spokojny ton Jack'a sugerował, że jesteśmy na herbatce i ciasteczkach, popijamy i zabawiamy się przeglądając stare fotografie. Trochę mnie to zbiło z tropu. Mówił, jakby wiedział, że wszystko w końcu i tak ułoży się po jego myśli. Machnął zamaszyście ręką, John za ułamek sekundy stał przy jego lewym boku, a Annabeth ze związanymi rękoma z drugiej, prawej strony.
- Ann, kochanie. Mamy tu twoje dwa, ba, nawet trzy słabe punkty. Chyba wiesz o kim mówię? Więc może zaczniesz wreszcie współpracować?! - Z początku mówił delikatnie, ale ostatnie zdanie wykrzyknął tak głośno i nerwowo, że aż podskoczyłem. Był tak samo szalony jak jego brat.
- O czym on gada do cholery!? - Zapytałem z wyraźnym poirytowaniem w głosie. Bo oczywiście jako jedyny tutaj o niczym nie wiedziałem.
- Syn Posejdona, znany heros, ten, który ocalił Olimp i jeszcze nie złożył tego w całość? I ty, moja piękna, zakochałaś się w nim? - Jack zaczął się śmiać, złapał Ann za podbródek i popatrzył jej w oczy. Ciągle wgapiając się w jej szare tęczówki kontynuował - Kochasiu, ona jest bardzo silna. To już wiesz. Ale nie wiesz, że mogą ją złamać tylko dwie rzeczy. Przyjaźń i miłość. Czyż to nie piękne? - Teraz patrzył na mnie - Ty, syn Hadesa, córka Zeusa. I tylko jedną z tych osób darzy przyjaźnią. - Znów zwrócił się do córki Ateny - Nie mówiłaś mu?
Śmiech Jack'a przeszywał wszystko w okół.
"Hej Percy, Thalia i Nico lecą już po was na Mrocznym. Są w parku, bądźcie gotowi." Głos Grovera odbijał się echem w głowie.
Mój gniew urósł do tego stopnia, że nie dało się go w żaden sposób opanować. Po prostu eksplodował. Dosłownie jak potężny wulkan. Złość wyciekła niczym wrząca lawa i przeniosła się z dużą prędkością na wrogów. Orkan jakby walczył za mnie. Nie miałem władzy w prawym ramieniu, krew kapała z koszuli prosto na podłogę. Nie miałem pojęcia, w którą stronę uderzę, samo wychodziło.
- Annabeth, uciekaj! - Krzyknąłem, trochę za późno, gdyż ona już to robiła. Widziałem, że było jej ciężko. Chyba przejęła się tym, co powiedział Jack. Mnie też to poruszyło.
Oczami Annabeth
Wyskoczyłam. Nie przemyślałam tego dokładnie, miałam związane ręce, nie sterowałam swoim ciałem w locie.
- Musimy ją złapać, no już - Thalia wydawała rozkazy Mrocznemu, ale byli za daleko, a ja spadałam za szybko. Czułam, że to koniec. Coś podpowiadało mi, że nadszedł mój czas.
- Złapiemy cię, wyrównaj lot! - Mogli wołać w nieskończoność, nie miałam siły walczyć. Okno było za nisko,było mniej czasu, spadałam. To trwało sekundy, ale i tak dłużej niż się spodziewałam. Zamknęłam oczy, zmawiając w duchu modlitwę do matki. Czekałam na zderzenie z zimnym brukiem.
- Nie pozwolę ci zginąć! Nigdy! - Nico skoczył z Mrocznego w moją stronę. Powinnam już dawno spaść, to trwało za długo. Bałam się otworzyć oczy, nawet, gdy poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku.
- Zrobimy to razem - świst wiatru ledwo pozwolił słowom dotrzeć do moich uszu, krzyk zamienił się w delikatny szept. Ścisnęliśmy dłonie. Momentalnie zalała mnie fala zimnego powietrza połączona z trzaskiem spadających kamieni, osuwającej się ziemi. Myślałam, że śmierć będzie bolesna.
****
Dzień dobry <3
Jestem :D Oj długo nie mogłam się zebrać, żeby to napisać. Ale jest. Może nie jakieś arcydzieło, ale w moim klimacie i mi się podoba. Piszcie, co myślicie.
A tak w ogóle, to ludzie - Dziękuję za tyle wejść, miłych komentarzy, za wszystko. Wy nawet nie wiecie, że jesteście częścią mojego życia! Bez was to już nie to samo.
Zachęcam do komentowania, zostawiania linków do waszych blogów i czytania <3
P.S. Właśnie sobie czytam genialną książkę "Syn Neptuna" i ja po prostu coraz bardziej kocham herosów :D
Meggi
Pierwsza skomentuję:-)
OdpowiedzUsuńNo to tak. Cieszę się jak głupia. Akcja się ciągnie w twoich rozdziałach i to jest bardzo dobre. W idealny sposób oddałaś walkę i emocje bohaterów. Czekam na kolejny rozdział.
Ps. Zgadzam się z tobą " Syn Neptuna" jest boski. Ale " Znak Ateny" i " Dom Hadesa" są fenomenalne i wzruszające, bo jest Percabeth.
http://www.perabeth.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńmój blog. Zapraszam
Rozdział świetny! Jak dla mnie za krótki, ale ja tak mam xD
OdpowiedzUsuńCzy ty chcesz zepsuć Percabeth!? Ok, spoko... tylko potem napraw ten mój ulubiony parring :3
Życzę weny i czekam na nexta!
http://gumadozycia.blogspot.com/
Super! lubię czytać twoje opowiadania^^ bardzo mnie ciekawi co będzie dalej
OdpowiedzUsuńhttp://normalnienienormalne16.blogspot.com/
Bardzo podoba mi się opis walki z harpiami :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wykreowane emocje, bezsilność szczególnie.
Czekam na nn ^^
una-infinidad.blogspot.com
Super rozdział jak dla mnie to nawet najlepszy :3 Czekam na następny rozdział i na wyjaśnienie tej całej sytuacji bo tak samo jak Percy jeszcze tego nie ogarnęłam :D Nico i wyznanie że nie pozwoli Ann umrzeć oj czuję że ciekawe rzeczy będą się działy :) Życzę dużo weny i oby tak dalej.A i jeszcze takie pytanko na koniec kiedy mniej więcej będzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńMniej więcej to za tydzień dodam :D
UsuńHaha, mam tutaj duże plany co do naszej kochanej trójki herosów :D buahahaha <3
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńJak zwykle pięknie i stylowo ^^ Czekam na nn rozdiał <3
Zapraszam do mnie :
http://dalsze-losy-herosow.blogspot.com
<3
OdpowiedzUsuń