Oczami Percy'ego
Patrzyłem to na boginię, to na Annabeth. Starałem się zrozumieć, o czym one rozmawiają. Było by mi zdecydowanie dużo prościej, gdybym zorientował się, jakiego języka używają. Tak, od tego powinienem zacząć.
- Hai karewin suretm sker imkuypli? - z tonu jej głosu wywnioskowałem Hekate, że zadała pytanie.
- Einule saramakiz um artke mei darew, sergaminom heiz? - Odkrzyknęła zdenerwowana (nie mam pojęcia czym) Ann.
Dużo to ode mnie wymagało, ale postanowiłem się nie wtrącać. Chciałem tylko, żeby z moją dziewczyną znów było wszystko dobrze. Obracałem w dłoni mój niebieski pierścień z trójzębem, który dostałem kiedyś od taty. Tym się uspokajałem, Doszedłem do wniosku, że lepsze to, niż wysadzanie kanalizacji.
Z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos bogini.
- Teraz ty jesteś potrzebny - poczułem się doceniony. Usiadłem bliżej, bo tak jakoś w trakcie tej porywającej i równie niezrozumiałej rozmowy, stopniowo się oddalałem.
- Ale ja nie znam tego dziwnego języka - protestowałem.
- Oczywiście, że nie znasz. To język ludu, potomków heroski, która stworzyła te kamienie. Od kiedy Annabeth je posiadła, zaczęła jakby.... spoufalać się z nimi. - Chyba zrobiłem minę "weź kobieto mów po ludzku", gdyż Hekate teatralnie przewaliła oczami, po czym dodała: One przejmują nad nią kontrolę.
Ruchem ust odpowiedziałem :"Dziękuję"
- Czyli tak właściwie to co? - Nie byłbym sobą, nie zadając tego pytania.
- Glonomóżdżku - niespodziewanie odezwała się Ann - muszę połączyć w sobie ich moc. Zrozumieć ją i zapanować. Ale ty musisz im pomóc.
Hekate uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć "mądra dziewczyna".
- Normalnie to nie ma problemu, pomogę ci we wszystkim. - Złapałem Ann za rękę - tylko, że ty wiesz, że ja nic nie mogę zrobić z tymi głazami.
Dwukolorowy wzrok przeszywający moją duszę, wcale nie pomaga w pomaganiu. Ani trochę.
- Musicie się skupić. Oboje. Córko bogini mądrości, postaraj się spojrzeć w głąb siebie, zjednocz się z pradawnymi siłami. Teraz to ty podejmujesz kontrolę, rozumiesz - Annabeth przytaknęła. - A ty Percy, złap ją za ręce i myśl pozytywnie. Przesyłaj swoją energię, pokaż jak bardzo ją kochasz. Razem wam się uda.zobaczycie.
W całym swoim krótkim życiu, na niczym tak mocno się nie skoncentrowałem. Z moim ADHD ciężko było patrzeć w jeden punkt przez 10 sekund, więc teraz czułem się, jakbym przynajmniej osiem razy przebiegł maraton.
-Czuję to. One się ze mną porozumiewają - jęknęła moja dziewczyna.
-Wiem, skarbie. Czuję dokładnie to samo. - Hekate nie spuszczała z nas wzroku.
A ja myślałem o najpiękniejszych chwilach w życiu. Większość wiązała się z Ann, oczywiście. Nasz pierwszy pocałunek, randka, wspólne misje. Pozytywne emocje wypełniły mnie od wewnątrz. Całego.
Krzyk Mądralińskiej błyskawiczne sprowadził mnie na ziemię.
- Co się stało? - zapytałem wystraszony.
-Skończyła - odpowiedziała bogini.
-Skończyła co?
- Cały proces. Przejęła kontrolę.
Spojrzałem w oczy mojej Ann. Burzowe niebo znów w nich zagościło.
Córka Ateny zajrzała do woreczka przy pasie.
- Nie ma ich! Zniknęły..
- Wcale nie zniknęły. Są w tobie, a raczej tobą.
***
A macie taki krótki xd Mam jeszcze jedną perspektywę, ale zaraz mnie szlag trafi przez pisanie na komórce. A więc, jak dorwę się do laptopa to będzie rozdział. W każdym razie oby się podobał ♡
Kocham ;*
Meggi
Miłość dwojga herosów pełna przygód i wyzwań, którym może nie uda im się podołać...
poniedziałek, 27 października 2014
sobota, 18 października 2014
Rozdział 24 - Chloe
Kochani czytelnicy <3
Tak bardzo was przepraszam za to ogromne opóźnienie ;c Powinniście mnie zabić łyżeczką lub długopisem, bo inaczej ze mną nie można xddd
W każdym razie przedstawiam wam nowy rozdział ;3 I jak zapewne twierdzicie - za krótki ;___;
Oczami Nico
Zły na ojca, za trzymanie takiej sprawy w tajemnicy, jak nie w zapomnieniu, i skołowany całą zaistniałą sytuacją, przeniosłem się do Chicago. Słyszałem trochę o tym mieście, lecz to nie najlepsza pora na zwiedzanie czegokolwiek. Moim celem było znalezienie. Dziewczyny. Jakiej - to już nie łaska powiedzieć.
Idąc za wskazówkami Hadesa, doszedłem do antykwariatu "Wieczna młodość". Chwilę mi zajęło, żeby przeczytać ten szyld. I zrozumieć to, co przeczytałem. Niepewnie wszedłem do ciemnego pomieszczenia. Gdzie okiem rzucić - wszystko porastał gęsty kurz, zalegający tu chyba od czasu odzyskania przez Stany niepodległości. W środku było cicho. Zdecydowanie za cicho. Podłoga skrzypiała niemiłosiernie. Każdy mój krok słyszeli nawet na stacji kosmicznej. Bardzo starałem się niczego nie dotykać, ale stare książki, wazy i szkatułki same aż się prosiły, by moje ręce na nich spoczęły.
Najbardziej zaciekawiła mnie nieduża skrzyneczka przy ladzie. Namalowani byli na niej bogowie. Wszyscy. I to nie tak jak przedstawieni są w podręcznikach szkolnych, tylko jak wyglądają teraz. Jakby zaatakował ich XXI wiek. Zauważyłem swojego ojca. Przez moment wydawało mi się, że na mnie spojrzał... Że się uśmiechnął... Poczułem niepohamowaną chęć dotknięcia owej skrzynki.
- Lepiej tego nie ruszał młodzieńcze - znikąd pojawiła się sympatycznie wyglądająca kobieta, przez ktorą o mały włos nie dostałem zawału. - Jest bardzo cenne.
- Dzień dobry - wydukałem, chowając ręce do kieszeni.
- Mogę ci w czymś pomóc? - Zapytała z nadzieją w głosie. Raczej nie często ktoś tu przychodzi.
- I to nawet bardzo - oczy jej rozbłysły. - Ale nie chodzi mi o pani asortyment - Nie zniechęciła się, czyli jest dobrze.
- W takim razie, co mogę dla ciebie zrobić, kochanie? - Miała taki miły głos...
- Czy ma pani na imię Samanta? - Dziwne pytanie, wiem.
- Tak. A ty jesteś małym agentem? - Zaśmiała się, ja wolałem nie.
- Nie. Szukam pani córki - Usmiech zszedł jej z twarzy w zaskakująco szybkim tempie.
- Szukasz Chloe? Cóż ona znowu narobiła?
- Podejrzewam, że niewiele - musiałem skłamać - Przysyła mnie - tu wziąłem głęboki oddech - Hades.
Mało brakowało, żeby wylądowała pod ladą. Mogłem tego nie wspominać, ale skoro miała z nim dziecko, powinna wiedzieć, że jest bogiem. No.. powinna.
- Nagle sobie o nas przypomniał? Po osiemnastu latach? - Powiedziała z wyrzutem. Nie wyglądała na złą, lecz na przygnębioną. - Jesteś jego posłańcem.
- Gorzej. Synem.
Oczami Nicole
Wiedziałam, że Percy i Annabeth poszli na spotkanie z Hekate. Chcialam z nimi iść, ale mi nie pozwolili. Muszę poczekać, aż wrócą. Wtedy pewnie będą mieli wyruszyć na misję, a ja nie mam innego wyjścia, jak iść razem z nimi.
Miewałam coraz częściej przerażające wizje, dotyczące mojego młodszego braciszka. Dostawałam różne wskazówki, a raczej rozkazy, jak mam się zachować, co robić, żeby Colin nie zginął. Miałam wrażenie, że całe otoczenie do mnie szepcze. Mówi mi, ze mam zaprowadzić kilku herosów na górę - tam właśnie miała rozpętać się wojna. Dzieki krwi niewinnych. Nie wiem, na jaką górę. Nie wiem, kiedy ani kogo.
Czułam, że nie dam rady. Czułam, że nie powinnam tego robić.
Miałam dosyć.
Głosy
Głosy
Głosy
Wszędzie słyszałam te cholerne szepty, mówiące, że mój brat zginie, że jego czas mija.
A ja jeszcze nawet nie ukradłam Percy'emu miecza.
Oczami Percy'ego
- Witaj łaskawa bogini - ukloniliśmy się przed obliczem Hekate. Annabeth mówiła coś bardzo niewyraźnie, sama do siebie. - Potrzebujemy twojej pomocy.
Na pierwszy rzut oka wizerunek bogini odstraszał. Ubrana w brązowe szaty, za pasem chowała bicz oraz sznur, po ramieniu pełzał je wąż, a obok leżał połyskujący miecz. Spoglądała surowo na wszystko dookoła. Jednak, jak jej się lepiej przyjrzeć wydawała się jednocześnie łagodna i potężna.
- Usiądźcie. Ty, Annabeth, bliżej mnie - spoczęliśmy na marmurowych ławkach.
- Ale ona jest brzydka. Nie, wcale nie. To bogini. Bogini też może być brzydka - spojrzałem karcąco na Ann. Ona odpowiedziała mi pustym biało-czarnym spojrzeniem.
- Przed nami dużo pracy, moi drodzy. Dobrze, że jesteście tak wcześnie.
***
No. Wracam. Mam nadzieję, że na dobre. Tak bardzo brakowało mi tego wszystkiego ;3 Ale nie mogłam się zebrać w sobie, żeby coś napisać. Po tym, jak pani zjechała moje wypracowanie (bo nimy mam błedy logiczne, a druga polonistka powiedziała, ze to w żadnym wypadku nie jest błąd O.o) to tak trochę opadły mi chęci do pisania ;c Ale stwierdziłam, że pani się nie zna xddd Skoro myli Hadesa z Plutonem, no to sorry ;D
BTW cieszę się, że jestem <3
Buziaczki ;*
Tak bardzo was przepraszam za to ogromne opóźnienie ;c Powinniście mnie zabić łyżeczką lub długopisem, bo inaczej ze mną nie można xddd
W każdym razie przedstawiam wam nowy rozdział ;3 I jak zapewne twierdzicie - za krótki ;___;
Oczami Nico
Zły na ojca, za trzymanie takiej sprawy w tajemnicy, jak nie w zapomnieniu, i skołowany całą zaistniałą sytuacją, przeniosłem się do Chicago. Słyszałem trochę o tym mieście, lecz to nie najlepsza pora na zwiedzanie czegokolwiek. Moim celem było znalezienie. Dziewczyny. Jakiej - to już nie łaska powiedzieć.
Idąc za wskazówkami Hadesa, doszedłem do antykwariatu "Wieczna młodość". Chwilę mi zajęło, żeby przeczytać ten szyld. I zrozumieć to, co przeczytałem. Niepewnie wszedłem do ciemnego pomieszczenia. Gdzie okiem rzucić - wszystko porastał gęsty kurz, zalegający tu chyba od czasu odzyskania przez Stany niepodległości. W środku było cicho. Zdecydowanie za cicho. Podłoga skrzypiała niemiłosiernie. Każdy mój krok słyszeli nawet na stacji kosmicznej. Bardzo starałem się niczego nie dotykać, ale stare książki, wazy i szkatułki same aż się prosiły, by moje ręce na nich spoczęły.
Najbardziej zaciekawiła mnie nieduża skrzyneczka przy ladzie. Namalowani byli na niej bogowie. Wszyscy. I to nie tak jak przedstawieni są w podręcznikach szkolnych, tylko jak wyglądają teraz. Jakby zaatakował ich XXI wiek. Zauważyłem swojego ojca. Przez moment wydawało mi się, że na mnie spojrzał... Że się uśmiechnął... Poczułem niepohamowaną chęć dotknięcia owej skrzynki.
- Lepiej tego nie ruszał młodzieńcze - znikąd pojawiła się sympatycznie wyglądająca kobieta, przez ktorą o mały włos nie dostałem zawału. - Jest bardzo cenne.
- Dzień dobry - wydukałem, chowając ręce do kieszeni.
- Mogę ci w czymś pomóc? - Zapytała z nadzieją w głosie. Raczej nie często ktoś tu przychodzi.
- I to nawet bardzo - oczy jej rozbłysły. - Ale nie chodzi mi o pani asortyment - Nie zniechęciła się, czyli jest dobrze.
- W takim razie, co mogę dla ciebie zrobić, kochanie? - Miała taki miły głos...
- Czy ma pani na imię Samanta? - Dziwne pytanie, wiem.
- Tak. A ty jesteś małym agentem? - Zaśmiała się, ja wolałem nie.
- Nie. Szukam pani córki - Usmiech zszedł jej z twarzy w zaskakująco szybkim tempie.
- Szukasz Chloe? Cóż ona znowu narobiła?
- Podejrzewam, że niewiele - musiałem skłamać - Przysyła mnie - tu wziąłem głęboki oddech - Hades.
Mało brakowało, żeby wylądowała pod ladą. Mogłem tego nie wspominać, ale skoro miała z nim dziecko, powinna wiedzieć, że jest bogiem. No.. powinna.
- Nagle sobie o nas przypomniał? Po osiemnastu latach? - Powiedziała z wyrzutem. Nie wyglądała na złą, lecz na przygnębioną. - Jesteś jego posłańcem.
- Gorzej. Synem.
Oczami Nicole
Wiedziałam, że Percy i Annabeth poszli na spotkanie z Hekate. Chcialam z nimi iść, ale mi nie pozwolili. Muszę poczekać, aż wrócą. Wtedy pewnie będą mieli wyruszyć na misję, a ja nie mam innego wyjścia, jak iść razem z nimi.
Miewałam coraz częściej przerażające wizje, dotyczące mojego młodszego braciszka. Dostawałam różne wskazówki, a raczej rozkazy, jak mam się zachować, co robić, żeby Colin nie zginął. Miałam wrażenie, że całe otoczenie do mnie szepcze. Mówi mi, ze mam zaprowadzić kilku herosów na górę - tam właśnie miała rozpętać się wojna. Dzieki krwi niewinnych. Nie wiem, na jaką górę. Nie wiem, kiedy ani kogo.
Czułam, że nie dam rady. Czułam, że nie powinnam tego robić.
Miałam dosyć.
Głosy
Głosy
Głosy
Wszędzie słyszałam te cholerne szepty, mówiące, że mój brat zginie, że jego czas mija.
A ja jeszcze nawet nie ukradłam Percy'emu miecza.
Oczami Percy'ego
- Witaj łaskawa bogini - ukloniliśmy się przed obliczem Hekate. Annabeth mówiła coś bardzo niewyraźnie, sama do siebie. - Potrzebujemy twojej pomocy.
Na pierwszy rzut oka wizerunek bogini odstraszał. Ubrana w brązowe szaty, za pasem chowała bicz oraz sznur, po ramieniu pełzał je wąż, a obok leżał połyskujący miecz. Spoglądała surowo na wszystko dookoła. Jednak, jak jej się lepiej przyjrzeć wydawała się jednocześnie łagodna i potężna.
- Usiądźcie. Ty, Annabeth, bliżej mnie - spoczęliśmy na marmurowych ławkach.
- Ale ona jest brzydka. Nie, wcale nie. To bogini. Bogini też może być brzydka - spojrzałem karcąco na Ann. Ona odpowiedziała mi pustym biało-czarnym spojrzeniem.
- Przed nami dużo pracy, moi drodzy. Dobrze, że jesteście tak wcześnie.
***
No. Wracam. Mam nadzieję, że na dobre. Tak bardzo brakowało mi tego wszystkiego ;3 Ale nie mogłam się zebrać w sobie, żeby coś napisać. Po tym, jak pani zjechała moje wypracowanie (bo nimy mam błedy logiczne, a druga polonistka powiedziała, ze to w żadnym wypadku nie jest błąd O.o) to tak trochę opadły mi chęci do pisania ;c Ale stwierdziłam, że pani się nie zna xddd Skoro myli Hadesa z Plutonem, no to sorry ;D
BTW cieszę się, że jestem <3
Buziaczki ;*
Meggi
Subskrybuj:
Posty (Atom)