Czy to zjawa? Duch? Halucynacje? Nie! To ja XD Ktoś się tego spodziewał? Bo ja na przykład nie XD
Oczami Percy’ego
Poczułem
niesamowitą ulgę, gdy zobaczyłem, co takiego zrobili Nico i Chloe. Podołali,
wysłali Pana Czasu tam, gdzie na zawsze powinien zostać. Gdyby Hades wymyślił
coś gorszego, jakieś miejsce, w którym dusze potępionych wręcz płonęły żywym
ogniem oddałbym nerkę, aby umieścić tam Kronosa. Tartar wydawał mi się miejscem
zdecydowanie zbyt łagodnym dla takiego potwora.
Chwilowa
ulga przerodziła się w jęk bólu. Z początku nie wiedziałem, że jęk należał do
mnie. Słyszałem go, jakby z boku, jakbym patrzył na osobę cierpiącą, a nie dam
doświadczał bólu. Jack, który stał niecałe pięć metrów ode mnie nie mógł
powstrzymać najpodlejszego uśmiechu, jaki miałem nieprzyjemność ujrzeć na oczy.
- Zatruta strzała – wsadził ręce do
kieszeni. – Ups.
Adrenalina
działała cuda. Gdyby nie ona zwijałbym się z bólu już dawno i choć z całych sił
starałem się nie krzyczeć nadszedł moment, że po prostu nie umiałem inaczej.
- Percy, nie! – Prawdopodobnie był
to głos Annabeth, lecz, co przerażało mnie najbardziej, nie mogłem stwierdzić
tego całkowicie.
Miałem
chwilowe poczucie, że wygrywamy. Że Kronos został pokonany, więc cała wojna się
zakończy, nikt więcej nie ucierpi. W całym tym szaleństwie najbardziej bolał
mnie rozlew krwi niewinnych, najmłodszych z obozu. Pomimo białych strażników
wezwanych przez Ann niektórym śmiercią nie dało się zapobiec.
Słowa
przepowiedni nie były sprecyzowane, a co za tym szło, mój los nie był
przesądzony. Z tarczą? Na tarczy? Do domu
wkroczy. Ciągle miałem szansę na walkę, ocalenie, pokonanie Jack’a.
Bo
dopóki on żył, żyła też cała armia Kronosa. Osłabiona – to fakt. Bez lidera i
największego przywódcy byli dziesięć razy słabsi, ale Jack miał moce, jego oczy
wręcz błyszczały od nadmiaru energii. Chciał ją spożytkować w możliwie
najgorszy sposób.
-
Czuję, jak jego aura słabnie – damski głos zdawał się zaledwie szeptem.
Potrzebowałem
wody. Nektaru. Ambrozji.
Pomocy.
-
Słyszałem, że woda cię uzdrawia – Jack pojawił się tuż przede mną. Nie zdążyłem
odnotować nawet faktu, że ruszył się z miejsca. – Szkoda, że wyparowała jakąś
minutę temu. Życzę powodzenia w doczołganiu się do jeziora.
Kopniakiem
w żebra pogrzebał moje szanse na ruszenie się choćby o centymetr.
Chciałbym
się poszczycić, że w ostatnich chwilach egzystencji zachowałem choćby odrobinę
godności. Podniosłem się, splunąłem wrogowi w twarz, a później padłem z twarzą
zwróconą w stronę Olimpu. Cóż. Prawda była zgoła inna. Trucizna spętała moje
myśli. Zawładnęła każdym mięśniem. Czułem, jak przedzierała się wprost do
serca, aby wreszcie zatrzymać jego bicie.
Oczami
Annabeth
Byłam
zmęczona i osłabiona. Ziemia ciągnęła mnie ku sobie, abym położyła się chociaż
na moment i odpoczęła. Wykorzystywałam całą energię na trzymanie w ryzach
upiornych żołnierzy, raz po raz odpierałam atak wroga, ale dopiero widok Percy’ego
wijącego się z bólu u stóp Jack’a odebrał mi chęci do życia.
Nie
umiałam się przyznać sama przed sobą do najstraszniejszej rzeczy. Wiedziałam,
że tak będzie. Złączenie kamieni dało mi moc wyczuwania, gdy nić czyjegoś życia
zaczyna się urywać. Nić Percy’ego już od jakiegoś czasu wyraźnie się
nadwyrężała, aby teraz dać się całkowicie rozerwać.
Mimo
wszystko nie byłam na to gotowa. Nie on, nie mój Glonomóżdżek. Nie dzisiaj, nie
tutaj, nie tak.
Mogłam
wymienić milion powodów, dla których Hades powinien zostawić go przy życiu. I
to dało mi niezłego kopa do działania.
-
Ty! – wrzasnęłam w kierunku Jack’a.
Stworzył
wokół siebie i Percy’ego dziwne pole, którego
pozostali herosi nie mogli przekroczyć. Chcieli biec na pomoc przyjacielowi,
lecz nie mieli takiej możliwości. Oni nie. Ja tak. Byle palant nie powstrzyma
mnie przed ochroną człowieka, któremu oddałam własne serce.
Chwilowe
zagubienie armii wroga po stracie lidera znikało. Dostrzegli tryumfującego Jack’a,
a to wystarczyło im za zachętę do dalszego mordu. Thalia widząc, że nie na
wiele zda się przy Jack’u ruszyła do dalszej walki. Siekała przeciwników jak
mistrzyni.
Nico
wraz z Chloe mieli natomiast plan.
-
W połowie jest już po drugiej stronie – powiedział Nico łapiąc moje spojrzenie.
– Możemy go powstrzymywać, ale nie za długo. Większość siły wykorzystaliśmy na
wysłanie Kronosa do Tartaru.
Chloe
zachwiała się na nogach potwierdzając jego słowa. Z nosa leciała jej krew, ale
zbytnio się tym nie przejmowała.
-
Rozumiem. Kupcie mi tyle czasu, ile będziecie w stanie – zacisnęłam ręce na
sztylecie.
-
Annabeth, kochanie – Jack zmrużył oczy widząc, co zamierzałam. – Nie jesteś w
stanie nic tu zdziałać. To moja wojna. I to ja wygram, nie widzisz tego? Nie
potrzebuję Kronosa. Percy to urodzony przywódca, każdy w tym cholernym obozie
chce być taki jak on, biorą go za wzór. Jak myślisz, co się stanie z zapałem twoich
małych żołnierzyków, gdy ich autorytet zginie na ich oczach jak zwykły śmieć,
co?
Bawiła
go ta sytuacja. Napawał się rychłym zwycięstwem, a patrzenie na moją wściekłość
i bezradność była niczym miód na jego serce. O ile w ogóle je miał.
Gdy
obozowicze dowiedzą się o śmierci Percy’ego rozpęta się panika. To on ich
zawsze prowadził do walki, stał na czele, uczył walczyć i zwyciężać. Gdy umrze
najsilniejszy wszyscy innie stracą sens walki, stwierdzą, że i tak są już
straceni.
Ale
on jeszcze nie umarł. Wciąż żył, a Nico i Chloe dokładali wszelkich starań, aby
ten stan rzeczy utrzymać.
-
Wyzywam cię na pojedynek, Jack. Na śmierć i życie. Jeśli wygrasz poddamy się, wszyscy.
Jeśli ja wygram twoje wojska wycofają się i nigdy więcej nie wrócą. Na czas
pojedynku obie armie zawieszą broń.
Biali
i czarni wojownicy zatrzymali się jak na zawołanie. Obrócili spojrzenia wprost
na mnie. Jack uniósł brew wyraźnie rozbawiony i zadowolony moim pomysłem.
-
Podnoszę rękawicę, Annabeth Chase. Ale Percy zostanie na neutralnym gruncie.
Nie dotknie go żadna armia, do czasu zwycięstwa. Przyjmujesz warunek?
Jeśli
przyjmę Percy nie otrzyma pomocy. Walka będzie musiała toczyć się szybko, nie
mogłam sobie pozwolić na błąd. Nie, gdy w grę wchodziło jego życie. I nie mogę
nie przyjąć tego warunku. Chciałam najmniej krwawego rozwiązania, obozowicze
dość się wycierpieli.
-
Przyjmuję.
***
No dzień dobry wszystkim. Przybywam z rozdziałem 39! 1,5 roku nieobecności, wow. Szmat czasu. Pofolgowałam sobie, nie ma co. Ale jak już wena wróciła, przybył nieoczekiwany zapał i chęci to musiałam to wykorzystać! Ta historia jeszcze będzie miała swój koniec, zobaczycie :) Ja wierzę w to mocno!
Przy okazji (bo właśnie to wydarzenie pchnęło mnie do napisania tego rozdziału). Byłam dzisiaj w Jaśle na rozstrzygnięciu konkursu literackiego. Może ktoś z was też był? Albo brał udział? Nawet jeśli nie to bardzo serdecznie zachęcam, słyszałam, że następna edycja ma ruszyć lada chwila :)
+ wiem, na wattpadzie też sobie folguję jak jakaś pierdoła. Pojawiam się i znikam, ale głównie to znikam. Miałam nadrobić rozdziały i co? Lipa. Przepraszam, naprawdę. Nie mam się już jak tłumaczyć, ale wszystkie wasze komentarze czytam, gwiazdki i dodania do list widzę i doceniam. Nigdy nie wiecie i w sumie ja też nie wiem, która taka gwiazdka lub komentarz pcha mnie do napisania czegoś ;) Chyba potrzebuję jakiegoś silnego bodźca, bo inaczej to jakaś porażka ze mną XD To chyba tyle.
xoxo ;*
Meggi
O rany! Cieszę się, że wróciłaś, dzięki, że znalazłaś mnie na moim blogu z recenzjami. Jak widać, żyje i nadal tworzę, choć Rozważną w grudniu zakończyłam. Jakoś teraz trochę więcej jest mnie na wattpad. Witaj z powrotem?
OdpowiedzUsuńWiesz co? Ten rozdział jest bardzo dobry! Fakt, wielu przecinków brakuje przy takiej ilości zdań wielokrotnie złożonych, niemniej dialogi i przebieg akcji są przemyślane, napisane z głową i odpowiednią dawką uczuć. Aż odniosłam wrażenie, że sama jestem na polu bitwy.
Ponownie dodaje bloga do obserwowanych i cieszę się, że jesteś. Dużo weny!
Pozdrawiam x
Pozdrawiam x
Usuń#Cleo M. Cullen (bo zapomniałam się przełączyć na swój profil, zdarza się)
No hej, hej ;)
UsuńJejku, tak się cieszę, że jesteś!
Wszyscy są teraz na wattpadzie XD I choć sama tam dużo czytam to twierdzę, że to nie jest to samo. Nie ten klimat, jakieś takie to wszystko byle jakie XD
No popatrz, tyle lat, a ja ciągle zjadam te głupie przecinki ;_; porażka.
Dzięki, wczucie się w to wszystko ponownie było mega trudne. Musiałam poczytać kilka(naście) rozdziałów wstecz, zeby sprawdzić, co mialam na myśli XD
Ja od razu wiedziałam, że to ty ♡
xoxo ;*
To ty jeszcze piszesz?!
UsuńTo lecę czytać od początku...
Anonimowy anonim z drugiego końca świata.
Żyję, piszę i pisać będę zawsze, tylko nie zawsze w boskiej tematyce ;)
UsuńPowodzenia. Pierwsze rozdziały to jakieś zuo najgorsze XD
xoxo :*
mam jakieś życiowe opóźnienie,całe cztery miesiące, przypuszczałam że umarłaś razem z tym blogiem, a tu patrz
OdpowiedzUsuńlecę czytać
Ginny jak coś
Wrócisz????
OdpowiedzUsuń