***
Oczami Nico
- Co się tak dziwicie, ludzie? Przecież od razu widać, jak do siebie pasujemy, prawda kochanie? - Annabeth zwróciła oczy na mnie, pozostali również. Cholera, Percy mnie zabije!
- Ann, my nie jesteśmy parą. Ty kochasz Percy'ego! - Krzyknąłem wyrzucając to wreszcie z siebie. Ona może i mi się podoba, ale coś jest nie tak, nigdy się nie zachowywała w ten sposób. Kochana intuicja podpowiadała mi, że Annabeth nie jest świadoma tego, co robi.
Syn Posejdona lekko się uśmiechnął, ale zaraz znowu spoważniał i zapytał:
- Skoro mnie kochasz, to czemu się całowaliście? - Mierzył mnie surowym spojrzeniem, a ja zawahałem się, co odpowiedzieć. Gdy już ułożyłem sobie "przemówienie" przerwała mi córka Ateny, która niespodziewanie straciła przytomność.
- Na brodę Zeusa! Znów ten jaśmin - powiedziałem podchodząc szybko do Ann. Nic jej się nie stało, momentalnie odzyskała świadomość i wstała.
- Co??!! Jaki jaśmin? - Thalia włączyła się do rozmowy, była zaskoczona i jednocześnie radosna.
- Ciągle czuję tutaj ten słodki zapach, co jest dziwne w Podziemiach - odrzekłem spokojnie. Annabeth przyglądała nam się z uwagą, robiąc zdziwioną minę.
- Czy ktoś mi powie, co tu się dzieje? - Zapytała. Wybałuszyłem na nią oczy, Percy patrzył jak na wariatkę. Tylko Thalia się śmiała.
- Nic nie pamiętasz, czy żartów ci się zachciało? - Warknął potomek Posejdona, rozzłoszczony całą sytuacją.
- Nie złość się na nią, naprawdę nic nie pamięta - odpowiedziała córka Zeusa.
- A ty skąd wiesz?
- Ech, wy chłopaki. Jak zwykle nic nie wiecie. Jaśmin to ulubiony zapach Afrodyty. Rok temu, podczas misji, bogini rzuciła urok na jedną z moich Łowczyń. Dzięki temu zakochała się w pierwszym-lepszym przystojniaku, którego spotkała. Później ciągle gdzieś znikała. Co jakiś czas urok przestawał działać, a ona nic nie pamiętała. Dlatego Ann się tak zachowuje - wyjaśniła Łowczyni. Miałem nadzieję, że mówi prawdę.
Głupio mi było. Doskonale wiem, że ona i Percy chcieli ze sobą chodzić. Nie mogłem im tego zepsuć.
- Przykro mi za to, co zrobiłam. Chociaż nie wiem dokładnie co. Miałam sen, w którym różowa mgła Afrodyty wniknęła mi do serca. Przez nią tyle zamieszania - dopowiedziała córka Ateny.
- Jeśli chcecie dowodu, znajdziecie go na włosach Ann - dziewczyna lekko rozkojarzona zaczęła wnikliwie badać swoje włosy, aż wreszcie znalazła. Różowe pasmo opadało jej na ramiona.
Oczami Percy'ego
Byłem zły, bardzo zły. Fale negatywnych emocji zalewały mnie od wewnątrz. Kurde, każdy by się wściekł, gdyby jego ukochana całowała się z innym - w dodatku twoim przyjacielem. Po wyjaśnieniu sprawy nie wściekałem się aż tak. Przynajmniej nie na Annabeth. Ona nie wiedziała, co robi. Przysięgam, że jak spotkam Afrodytę to tak jej wygarnę, aż Zeus będzie piorunami mnie uspokajał.
Wyjaśniliśmy sobie, że Nico wraz z Ann znajdują się mniej więcej w południowej Francji. Lipa. Trochę daleko, bez sensu, żebyśmy tam po nich jechali. Uzgodniliśmy więc, że syn Hadesa wyprowadzi ich z tunelu i znajdę jakiś sposób na powierzchni, żeby wrócić do kraju.
Długo musieli mnie przekonywać, żebym nie leciał do Francji. Ann stwierdziła, że po jakie buty mam do nich lecieć, skoro równie dobrze oni muszą przylecieć do nas. Nie chciałem z nią dyskutować, i tak była przybita. Nigdy nie wiadomo, kiedy znów uaktywni się w niej ta mgła.
Naszym zadaniem było pojawienie się w Obozie i uprzedzenie o planach Jack'a i jego cholernego brata. Mieliśmy powiedzieć o tej całej Armii Zniszczenia, co swoją drogą było straszne. Trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby dowodzić taką armią. Czyli podsumowując - Ann i Nico wracają do kraj, a my staramy się zniszczyć coś, co niszczy nas.
Oczami Annabeth
"Ooo, jakie to piękne! Mały cud. Wyczuwam tutaj trochę magii... Ale nie jest ci dane, o nie. Magia nie pomoże, to nie twój czas. Posmakujesz rozczarowania, bólu, smutku. Już niedługo. Nie martw się, z odpowiednią osobą dostaniesz szansę cieszenia się innym cudem."
W mojej głowie ten głos odbijał się echem. Wiecznym echem. Wracał jak bumerang. Po krótkim czasie był nie do zniesienia.
I co to niby znaczy? Jaki cud, jaka magia?
- Nico, przepraszam. Bardzo mi przykro. Nie zrozum mnie źle, ale nie chcę robić ci nadziei. Kocham cię.. jak brata - wyjaśniłam przyjacielowi, gdy szliśmy wzdłuż kamienistego tunelu. Syn Hadesa próbował otworzyć przejście na powierzchnię, jednak po kilku nieudanych próbach zrezygnował. Coś blokowało jego moc... Coś, co nie chciało nas stąd wypuścić. Musieliśmy iść przed siebie z nadzieją, że uda nam się trafić na jakieś wyjście.
- Nie przejmuj się. Ten głupi jaśmin chyba mnie też się trochę udzielił. Bo wiesz... rzeczywiście byłem tobą zauroczony, ale od dłuższego czasu podoba mi się Thalia - Nico patrzył w podłogę, nie podnosił głowy. Zaczerwienił się. Och, to takie urocze. Ucieszył mnie ten fakt, bo to oznacza, że mi ufa. Jednocześnie lekko się zmartwiłam, gdyż Thalia jest Łowczynią. Wieczną dziewicą. Musiałaby zrezygnować z powierzonej jej funkcji, żeby być z Nico.
- Wspaniale! Musisz jej powiedzieć, koniecznie! - Postanowiłam zachęcać go do działania. Wydaje mi się, że córka Zeusa choć trochę odwzajemnia jego uczucia. Może to dość dziwne jak na nią, ale przyjaciółki nie da się oszukać.
- Tak myślisz? Bo ja uważam, że nasz związek w ogóle nie zaistnieje. Rozumiesz? Łowczynie, Zeus, Hades. Dwa różne światy - ciągle patrzył w ziemię, głos ugrzązł mu w gardle.
- Kto nie próbuje, nic nie zyskuje - złapałam go za rękę, żeby popatrzył na mnie. - Nie myśl, działaj!
- I mówi to córka bogini mądrości?
- Rozum jest dobry, ale gdyby się nad wszystkim zastanawiać, można by zwariować. Uwierz mi - uśmiechnęłam się szeroko.
- Dzięki. Do twarzy ci z tym różowym pasemkiem - zaśmiał się głośno, a ja dałam mu kuksańca. W tym momencie poczułam, że znów mam starego przyjaciela.
Szliśmy zimnym, kamienistym korytarzem. Pochodnie w kształcie czaszek oświetlały drogę. Gdzieniegdzie wyłaniały się małe żyjątka, na szczęście nie pająki. Powietrze pachniało stęchlizną, ale tak już bywa pod ziemią. W skrócie - niewesoło.
Całą drogę rozpamiętywałam głos. Delikatny, kobiecy, taki przyjazny. Nie miałam czerwonego pojęcia, co znaczyły te słowa. Wiem tyle, że coś mnie rozczaruje, zaboli, zasmuci. Miła perspektywa przyszłości.
Nagle stanęłam. Nico popatrzył na mnie pytająco. Nie zdołałam wydobyć z siebie słowa, musiałam oprzeć się o ścianę. Strasznie zakręciło mi się w głowie, więc z pośpiechu podparłam się złamaną ręką. Krzyknęłam przeraźliwie, a dźwięk rozszedł się korytarzem w dwie strony. Syn Hadesa momentalnie znalazł się obok, wyciągnął z plecaka butelkę wody i podał mi ją. Napiłam się łapczywie, a za nim Nico zdążył o cokolwiek zapytać, gruby, męski głos ryknął:
Dziecię Ateny utraci swój cud,
Lecz do stóp jej padnie cały ich lud.
Światłość i ciemność swe siły połączy
Za sową i morzem do boju podąży.
Biel jest początkiem, czerń zaś skończeniem.
W grobowcu złożeni z miłosnym przyrzeczeniem.
Złośliwy głos zaśmiał się pogardliwie i zamilkł. Nastała cisza. Z przerażeniem popatrzyłam na Nico, on chyba myślał to samo. Właśnie usłyszeliśmy przepowiednię.
***
Dalsza część notki.
A więc jak mówiłam - mamy tu dużo dialogów. Nie chciałam ciągnąć związku Nico i Ann, więc sobie powyjaśniali i wszystko gra. Wiecie, kocham Percabeth, więc oni muszą być <3
Przepowiednie napisałam sama, więc nie złośćcie się jak się nie podoba :D
Dziękuję za tyle nominacji do LBA, za tyle miłych komentarzy i za to, że czytacie <3 Piszcie jak są jakieś literówki to szybko poprawię.
KOMENTUJEMY LUDZIE <3
Meggi