Wiem, co mówiłam i nie będziesz mi tu kłamczyć, więc masz zacną dedykację Piotrze.
A do wszystkich innych kochanych czytelników - wyjątkowo i niespodziewanie rozdział pojawia się dzisiaj, jako maaaalutkaa rekompensata za to, co było, a raczej czego nie było ;D
I sorki Nessi za brak wykorzystania twojej wersji losów Nicole xd
Oczami Thalii
Biegnąc w
stronę dzikich bestii walczących w oddziałach samego Kronosa czułam lekki
niepokój. Bo strachem nazwać tego nie mogłam. Miałam ochotę rozerwać ich na
strzępy i wdeptać w ziemię ich bezwartościowe szczątki. Nico, który mimo
drobnej postury, dotrzymywał mi kroku prawdopodobnie wyglądał teraz odważniej
niż ja. I to naprawdę nie dlatego, że
się bałam. Wewnętrznie czułam, że wydarzy się coś okropnego. Coś tak
strasznego, że zapłacze sam Pan Niebios. Wiedziałam, że powinnam biec dalej.
Powinnam znaleźć się blisko tytana jak najszybciej – coś aż ciągnęło mnie w
jego stronę.
Przeznaczenie?
Cięłam
mieczem każdego, kto tylko śmiał pojawić się przed moim obliczem. Wymachiwałam
Egidą na prawo i lewo, a o dziwo były to przemyślane uderzenia. Złość
rozpierała mnie od środka. Czułam jak wewnętrzny ogień pali mi gardło. Minęły
sekundy, gdy zatrzymałam się przy rydwanie Kronosa.
Ale to
jeszcze nie był szczyt mojego gniewu.
Mój ogień
zapłonął jeszcze bardziej w momencie, gdy zobaczyłam Nicole dobiegającą do
tytana. Może inaczej. Wbiegającą na niego. Bez strategii, bez ładu i składu.
- Inteligentna
dziewczyna – wymruczałam sarkastycznie pod nosem. – Nieee! Zdążyłam jedynie wykrzyknąć
to jednosylabowe słowo, a córka Apolla (Pana ze Słoneczga xd) odbiła się od
potężnego konara i upadła nieprzytomnie na zimną glebę. Przed tym feralnym
zdarzeniem udało jej się ranić ojca bogów w prawy bok.
- Głupia
heroska. Zachciało jej się być bohaterką – śmiech Kronosa poniósł się echem po
atakowanym obozie. Spojrzał wprost na mnie. Dostrzegłam w jego oczach
rozbawienie, a zaraz za nim najpodlejsze, najokropniejsze, najstraszniejsze, co
w życiu ujrzałam. Śmierć niewinnych osób. Błyszczała w tych przesiąkniętych
złem źrenicach przyszłość. Czułam to wyraźnie.
Jednak
postanowiłam trzymać się jednego – mogę być kowalem własnego losu. Nie pozwolę,
by ktoś z góry wiedział jak potoczy się moje życie. Już nigdy więcej.
- Zróbmy to
razem – usłyszałam, zachrypnięty od wykrzykiwania ciętych ripost umierającym
przeciwnikom, głos Nico. – Czuję wystarczająco dużo śmierci wokół. Wystarczy tego
– dodał pewniej. Uniósł miecz wysoko w górę, rzucił mi ostatnie spojrzenie za
nim ruszył po czym gnał na Kronosa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaimponował mi.
I to nie pierwszy raz. Momentalnie rzuciłam się za nim z głośnym „Gińńńń
potworzeee”.
Oczami
Nicole
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Powoli podniosłam się z ziemi.
Moje obolałe mięśnie głośno protestowały. Czułam jak ciało regeneruje się,
zbiera siły do kolejnego ataku.
Tak bardzo chciałam odpokutować swoje wszystkie winy.
Kolejna łza.
Bez wahania stanęłam na nogi. Walka przeniosła się jakieś pięćset
metrów ode mnie, a mimo to ciągle słyszałam odgłosy uderzających o siebie
mieczy. Gdzieniegdzie pojawiały się białe oraz czarne zjawy, by zbierać żniwo w
imieniu śmierci. Nie zastanawiając się zbyt długo chwyciłam w zimne, zdrętwiałe
palce najlepszą broń świata – łuk. Zręcznym ruchem wyciągnęłam strzałę,
naciągnęłam cięciwę i przy wydechu ciepłego powietrza puściłam. Wiedziałam, że
trafię. Apollo był dzisiaj po mojej stronie, więc chciałam wykorzystać ten fakt
jak najlepiej.
- Co to za…
- jeden ze sługusów Kronosa spojrzał w moją stronę. Strzała ugodziła go w udo,
lecz po chwili zamienił się w kupkę nic nie wartego pyłu. Mój kołczan zaczął
świecić na złoty kolor. Kolor samego boga muzyki.
- Jeszcze
zobaczycie, na co mnie stać – powiedziałam z dumną sama do siebie, czując
ciepło w całym ciele. Pod wpływem adrenaliny krew płynęła z prędkością formuły
1.
Szłam pewnym krokiem w serce walki. Wzrok skupiłam na tytanie i
walczących z nim herosom. Dzisiaj byłam równie dzielna jak oni. Świst latających strzał dochodził do uszu
przeciwników. I nie było temu końca.
- Och, co za niespodzianka – krzyknął w moją stronę Kronos łapiąc w tym
samym czasie Nico za kark.
- Puść go. W tej chwili – wrzasnęłam. Wyszło to jednak mniej
przekonująco niż myślałam.
Kronos kiwnął palcem, co pewnie miało oznaczać groźbę. Syn Hadesa
szarpał się z mocarną ręką ojca bogów zarzucając ciałem to w prawo, to w lewo.
Miecz wypadł mu z ręki tworząc ciemną plamę na zielonkawej trawie. Thalia
resztką sił próbowała zadać cios tytanowi, lecz każdy jej atak był odpierany z
nadzwyczajną łatwością. Błyskawice targały zachmurzone niebo strasząc każdego,
kto znalazł się w ich zasięgu. W oczach córki Zeusa widniał podobny obraz.
- Nie będę powtarzać – tym razem ton mojego głosu zaskoczył wroga.
Ścisnął krtań Nico jeszcze mocniej by po chwili rzucić jego bezwładnym ciałem o
ziemię. To był kres mojej cierpliwości i zarazem apogeum gniewu. Chwyciłam odpowiednią
strzałę, ponownie napięłam cięciwę i zaufałam bogom. Kronos w tej samej chwili
rzucił sierpem w moją stronę. Głupi
pozbywa się swojej broni – pomyślałam.
I właśnie w tej chwili dotarło do mnie, co za chwilę się wydarzy.
Grot wbił się prawą stronę klatki piersiowej tytana. Dla zwykłego śmiertelnika
znaczyłoby to koniec życia. Bałam się, że w tym wypadku mogłam chybić. Drugą
rzeczą, którą zrozumiałam jest przeraźliwy ból wywołany sierpem wbitym w sam
środek mojej przepony.
- Tak, córko Apollina. To czyste złoto – uśmiechnął się szyderczo,
wyciągając strzałę ze swojego ciała.
Łzy polały się po moich rozgrzanych policzkach. Sama nie wiem czy to
były łzy szczęścia, a raczej ulgi, czy rozpaczy.
Ostatnia porcja powietrza wydostała się z moich płuc.
***
Niestety nie dorzucę tu radnomowego gifa z randomowym kotem. Pozdro Antoni xddd
Taki oto rozdział udało mi się napisać w pocie czoła (yhmmm xd). I nie umiem nic na kartkówkę z geografii. Poniekąd to smutne >.<
Z mojej strony to chyba tyle. (Taka duma z rozdziału ;__;)
Zapraszam do komentowania ;3
xoxo ;*
Meggi